niedziela, 6 marca 2016

Rozdział 14 (Będzie alkohol?)

Pociągnęłam cicho nosem spuszczając wzrok. Chłopak próbował mnie jeszcze raz w siebie w tulić, ale w ostatnim momencie się odsunęłam.
-Możesz mnie zawieść do szpitala? - spytała, powoli podnosić wzrok, aż moje oczy spotkały się z czekoladowymi, lśniącymi tęczówkami Justina.
-Coś Ci się stało? - mówił z przenikliwym wzrokiem.
-Nie, muszę jechać i pomóc. - odpowiedziałam od razu. -Proszę, nie zdążę na autobus i się spóźnię.
-Jasne, chodź. - złapał mnie za dłoń, splatając nasze palce. Co czułam? Nie powinnam mu pozwolić.
Zabrałam powoli swoją dłoń, ale szłam obok niego. Nie pozwolę mu się mną tak bawić. Raz mi mówi, że nie powinniśmy się przyjaźnić. Innym razem mi ubliża a jeszcze innego razu łapie za dłoń.
-Spokojnie, trzymanie kogoś za dłoń nie oznacza małżeństwo. - zaśmiał się pod nosem.
-Nie powinniśmy się przyjaźnić. - odpowiedziałam, cytując jego słowa. 1:0 dla Lei. Nie mam pojęcia dlaczego poszło mu tak bardzo w pięty, bo aż zamilkł, a jego kość żuchwy zaczęła się uwypuklać i wracać do normalnej formy. Tak jakby ściskał zęby ze złości.
Droga do jego drogiego samochodu nie zajęła nam długo. Po pięciu minutach byliśmy już na parkingu przy jego aucie. Zauważyłam, że zawsze parkuje w tym samym miejscu. Ciekawe co się dzieje kiedy ktoś zaparkuje na jego miejsce. Chyba nie powinnam pytać.
Jak przystało na mężczyznę Justin otworzył mi drzwi, abym mogła usiąść na miejscu pasażera a gdy już mój tyłek był wygodnie usadzony na fotelu, zamknął drzwi. Kiedy usiadł za kierownicą, ja zapięłam pasy, bo on się uparł, że tego nie zrobi.
Droga nie należała do najprzyjemniejszych, bo chłopak się nie odzywał. Ja zerkałam co jakiś czas na jego zaciskającą się kość żuchwy. Na całe szczęści zdążyliśmy na czas.
-Dziękuję. - mruknęłam cicho.
-Za uratowanie Cię czy za podwiezienie? - spytał, z swoją kamienną miną.
-Za uratowanie i za podwiezienie. Za wszystko. - odpowiedziałam od razu.
Spojrzałam ostatni raz na kolczyk połyskujący w jego dolnej wardze i wysiadłam z samochodu nie mówiąc nic więcej. Po kilku metrach marszu drzwi wejściowe do dużego szpitala rozsunęły się. Podeszłam do kobiety w średnim wieku i spytałam gdzie znajduje się oddział, na którym mam pomagać.
-Windą na 3 piętro, prawe skrzydło. - usłyszałam w odpowiedzi od uśmiechniętej kobiety.
-Dziękuję bardzo. - odpowiedziałam i poszłam w kierunku windy. Na szczęście nie wyglądałam aż tak tragicznie, a śladu po łzach już prawie nie było. Znalezienie mojego taty, który czekał przed drzwiami nad oddział nie było wyczynem.
-Cześć tato. - ucałowałam mężczyznę w policzek.
-Cześć Lea. - uśmiechnął się. - Mam nadzieję, że nie miałaś problemu z dotarciem do szpitala.
Postanowiłam mu nie mówić. Nie chcę go martwić.
-Nie było żadnego problemu. - uśmiechnęłam się i weszłam do środka korytarza, a za nami zamknęły się drzwi na zamek.


*

-Cześć mamo. - krzyknęłam rzucając torebkę na komodę.
-Opowiadaj jak było. - z kuchni wybiegła mama, z ręcznikiem w dłoniach.
-Super, dzieciaki są niesamowite. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Czytanie bajek, opowiadanie im o sobie czy nawet bawienie się z nimi to coś co sprawiało mi ogromną radość.
-Cieszę się. A jak droga? - spytała z zaciekawieniem.
-Um, dobrze. - wzruszyłam ramionami i przeszłam obok kobiety, kierując się do lodówki. Wyjęłam karton z sokiem pomarańczowym po czym nalałam sobie napoju do czystej szklanki.
-Zrobiłam zupę. - stwierdziła blondynka. -Nalej sobie.
-Nie jestem głodna mamo. - mruknęłam pod nosem po czym upiłam łyk soku.
-Musisz mieć siły by pomagać dzieciakom. - uśmiechnęła się.
Po domu rozniósł się dźwięk otwieranych drzwi.
-Jestem kochanie. - krzyknął tata z korytarza.
-Marku opowiedz mi wszystko, bo z Ley chyba nic nie wyciągnę.
Opłukałam szklankę i udałam udałam się do swojego pokoju, po drodze zabierając torbę z komody.
Było już po osiemnastej, a plany na wieczór były znikome. Z resztą jakie można mieć plany na poniedziałkowy wieczór. Udałam  się pod prysznic, bo zmycie wydarzeń dzisiejszego dnia z mojej skóry to wszystko o czym marzyłam. Z rzuciłam z siebie warstwy zostając naga. Odkręciłam wodę w prysznicu i weszłam pod gorący strumień wodny, po czym zasunęłam drzwiczki. Powieki samoistnie opadły, a w głowie utworzyło się wspomnienie. Mężczyzna, który był tak odrażający, że na samo wspomnienie jego wyglądu przez moje ciało przebiegł dreszcz. Nie mam pojęcia co byłoby ze mną teraz. Nie wierzę, że chciał tylko porozmawiać. Oparłam czoło o ścianę wyłożoną szarymi kafelkami. W Seattle wszystko było łatwiejsze. Nie bałam się. Oddałabym wszystko, żeby wrócić tam skąd przyjechałam.
Mozolnym ruchem odsunęłam się od ściany i wylałam na dłoń odrobinę zbyt dużo żelu pod prysznic. Wsmarowałam żel w skórę tworząc białą pianę. Włosy umyłam pierwszym lepszym szamponem znajdującym się w moim zapasie. Zadbałam o higienę i wydepilowałam ciało, pozbywając się niechcianych włosków. Po wszystkim spłukałam pianę z ciała, a następnie wyszłam z prysznica uprzednio zakręcając wodę.
Starłam wodę puchatym ręcznikiem i zarzuciłam na siebie porannik. Zgasiłam światło w łazience, zamykając zaraz po tym drzwi. Po kilku krokach zamykałam już za sobą drzwi mojego pokoju. Wyjęłam telefon z torebki. Nie dzwonił nikt, więc położyłam telefon na szafce nocnej. Założyłam na siebie krótkie szare, dresowe spodenki, które swoją drogą były mi trochę za krótkie, gdyż odkrywały odrobinę za dużo, jednak jestem w domu i nie muszę się wstydzić rodziców. Górą piżamy była zwykła biała bokserka. Bluzka opinała się na moim ciele uwydatniając moje piersi, będące uwolnione z niewygodnego biustonosza.
Włosy miałam jeszcze wilgotne, dlatego zostawiłam je rozpuszczone. Sprawdziłam czy mam coś zadane i zajęłam się sprawami typowo szkolnymi.
-Lea możesz zejść na moment? - usłyszałam głos mojego taty, krzyczącego na dole. Założyłam na stopy papcie i wybiegłam z pokoju kierując się do salonu.
-Słucham. - odpowiedziałam wchodząc do salonu. Zauważyłam mamę ubraną jak do wyjścia, z resztą tatę też.
-My wychodzimy do kina. Będziemy około jedenastej. - oznajmiła, poprawiając blond włosy.
-Okej. Idziecie sami? - spytałam z przyzwyczajenia, bo w Seattle rodzice najczęściej wychodzili z rodzicami Matta.
-Tak. - odpowiedział tata. -Zostawiliśmy Ci pieniądze na pizze.
-Nie trzeba było. - wzruszyłam ramionami.
-W razie czego dzwoń. - stwierdziła kobieta, po czym ucałowała mnie w policzek.
-Bawcie się dobrze. - powiedziałam i popchnęłam lekko tatę do wyjścia.
Zamknęłam za nimi drzwi na klucz, a następnie wróciłam do swojego pokoju. Kontynuowałam naukę, bo zostały mi jeszcze tylko dwa tematy. Około godziny dwudziestej skończyłam, więc poukładałam w pokoju rzeczy, które nie były na swoim miejscu. Z zapracowania wybudził mnie dzwonek do drzwi.
-Kto to może być. - mruknęłam sama do siebie, wychodząc z pokoju. Po odkluczeniu i otworzeniu drzwi w progu zauważyłam młodego mężczyznę wyższego ode mnie o około dwadzieścia centymetrów.
-Justin, co ty tutaj robisz? - spytałam zdziwiona jego niezapowiedzianą wizytą.
-Przyjechałem oddać Ci twoje ubrania. - pokazał na papierową torbę.
-Jakie ubrania? - mruknęłam od razu, ale zaraz po tym przypomniałam sobie o sukience, bieliźnie i butach, które zostały u Justina po imprezie. - Nie musiałeś.
-Ale chciałem. - stwierdził. -Jesteś sama w domu?
-Tak, rodzice będą około jedenastej. - wypaliłam, co było ogromnym błędem.
-Mogę wejść? - spytał z uśmiechem.
W co ja się wpakowałam?!
-Um, no dobrze, ale tylko na chwilę. - mruknęłam pod nosem i uchyliłam szerzej drzwi, aby chłopak mógł wejść do środka. Przeszedł obok mnie i kiedy ja byłam odwrócona do niego tyłem, ponieważ zamykałam drzwi usłyszałam jego głos.
-Swoją drogą, powinnaś częściej chodzić bez stanika. - stwierdził, a ja przypomniałam sobie o mojej skąpej piżamie. Od razu zakryłam swoje piersi, krzyżując ręce na dekolcie.
-Dupek. - warknęłam i pokierowałam się w stronę mojego pokoju. Nie musiałam mu mówić, że ma iść za mną bo wiedziałam że idzie i co więcej, patrzy na mój tyłek.
Przewróciłam teatralnie oczyma, otwierając drzwi do mojego pokoju. Chłopak wyraźnie rozglądał się po wnętrzu.
-Ładnie. - stwierdził, po czym usiadł na łóżku, a ja w tym czasie zarzuciłam na siebie pierwszy lepszy sweterek.
-Dziękuję. - odpowiedziałam. -Mam Ci oddać twoje ubrania? - spytałam, kiedy już usiadłam obok  niego.
-Nie musisz. - wzruszył ramionami.
-Może to trochę niegrzeczne, ale po co chciałeś wejść?
-Tak sobie. - odpowiedział, przyglądając mi się.
- Nie rozumiem twojego zachowania. Jednego razu jest między nami całkiem dobrze, innym razem kompletnie mnie zlewasz. Czego ty właściwie ode mnie chcesz?
-Właściwie to nie powinniśmy się przyjaźnić. - odparł, spuszczając wzrok.
-To już mi dzisiaj powiedziałeś. - mruknęłam, lustrując go wzrokiem.
-Nie jestem taki jak wszyscy twoi przyjaciele. - kontynuował, bawiąc się złotą bransoletką na nadgarstku. Zauważyłam tatuaż przedstawiający coś w rodzaju anioła. Była to kobieta. Może jego była?
-To zdążyłam zauważyć. - powiedziałam bardziej do siebie, niż do niego.
-Ale lubię kiedy do mnie mówisz. - stwierdził a ja ucichłam. Nawet w myślach. -Lubię Ciebie.
Super, dzisiaj powiedziałeś, że jestem głupsza niż myślałeś.
-A Jeniffer? - spytałam, wtedy chłopak parsknął cicho śmiechem.
-To tylko seks. Jeniffer jest dobra w łóżku, w rzeczywistości jest najgłupszą laską jaką znam. - oznajmił, podnosząc w końcu wzrok. -Nie jestem typem chłopaka, który ładuje się w związki i wierzy w te wszystkie ckliwe pierdoły.
-Masz zamiar to ciągnąć w nieskończoność? - zrobiłam zdziwioną minę, chociaż nie mam pojęcia dlaczego bo wiedziałam o jego "uczuciach" do Jeniffer.
Justin popatrzył na mnie z kamienną miną, a po chwili parsknął śmiechem.
-No tak to było głupie pytanie. Nie chcesz się ustabilizować? - powiedziałam. -No wiesz, rodzina, dzieci. -dodałam.
-Mam osiemnaście lat. - odpowiedział, ale po chwili ciszy dokończył. -Sam nie wiem, nie spotkałem jeszcze dziewczyny, w której się zakochałem i szczerze wątpię w to bym spotkał.
-Nie wierzysz w miłość? - wypaliłam.
-A ty wierzysz? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Zdziwiło mnie to.
-Em, ja nie..nie wiem. - odpowiedziałam jąkając się.
-Widzisz, najwyraźniej ty też nie spotkałaś jeszcze tego jedynego. - mruknął zjeżdżając wzrokiem z moich oczu na usta.  Zaczęłam znowu w sobie wariować. Dłonie pociły się, serce kołatało a w brzuchu motyle wierciły mi tunele do wyjścia.
-Może. - serio Lea? To jedyne co przyszło Ci do głowy. -Chciałbyś się może czegoś napić? - zaproponowałam chrząkając niezręcznie.
-Chętnie. - odpowiedział, a ja od razu zerwałam się z kanapy i ruszyłam do kuchni.
Jeżeli naleję mu soku, to będę musiała zaraz do niego wrócić. Zrobię sobie kawy, aby nie musieć tam siedzieć. Przynajmniej 5 minut będę miała dla siebie. Takie właśnie niecne plany walały się po mojej głowie. Już nie było we mnie tej części, która cieszy się z jego obecności. Mozolnym ruchem z szafki wyjęłam mój ulubiony kubek, nasypałam do niego dwie łyżeczki kawy, a następnie wstawiłam wodę w czajniku. Nuciłam pod nosem piosenkę Rihanny, Diamond uwielbiałam tą piosenkę.
Stałam oparta dłońmi o szafkę, jednocześnie stojąc tyłem do wejścia.
Poczułam jak silne męskie dłonie owijają się w okół mojego brzucha, a na mój krzyż zaczęło napierać hmm... "coś". Głowa sprawcy spoczęła na moim ramieniu. Przez moment stałam sparaliżowana, bo przysięgam, że na moment zapomniałam o gościu w moim domu.
-Justin co ty robisz? - wyjąkałam nagle.
-Nikt nie musi o nas wiedzieć. - wyszeptał mi do ucha.
-O czym ty mówisz? - odpowiedziałam, próbując się wyswobodzić z jego uścisku. Jestem kompletną kretynką. Jakaś malutka komóreczka mojego ciała chciała ulegnąć jego dotykowi. Zamknij się do cholery.
-Wiem, że Ci się podobam. - stwierdził, sunąc nosem po mojej szyi.
-Justin, przestań. - brawo, dałam radę odepchnąć chłopaka.
-Daj spokój, Lea. Nie rób z siebie takiej cnotki. - powiedział z uśmiechem.
-Co jest z tobą?! - krzyknęłam, bo tego było już za wiele. -Wynoś się z mojego domu. - zaczęłam go pchać w kierunku wyjścia. Co robił w tym czasie Justin? Śmiał się. -Jesteś dupkiem! - krzyknęłam kiedy udało mi się wyrzucić za drzwi szatyna. Trzeba mieć tupet, żeby przyjść do czyjegoś domu, wprosić się do środka i proponować jakieś igraszki bez zobowiązań. NIE. Trzeba być po prostu Justinem pieprzonym Bieberem.
Byłam wściekła. Za kogo on do cholery się ma? Nie jestem jak Jeniffer, żeby pieprzyć się na prawo i lewo. Pieprzona męska dziwka.
Cała roztargniona wyłączyłam czajnik, bo już na pewno nie wypiję tej kawy. Ruszyłam do swojego pokoju, rzucając pod nosem niecenzuralne słowa. Będąc już w swoich czterech ścianach rzuciłam się na łóżko i po prostu wyżywałam się słownie.
Po piętnastu minutach zaczęłam chłonąć i wróciłam do kuchni, aby zaparzyć sobie melisę.
Przyszło do tego, że muszę robić sobie ziółka na uspokojenie. Na całe szczęście kiedy siedziałam już, dmuchając w herbatę, aby nie była tak gorąca do domu weszli rodzice śmiejąc się najprawdopodobniej z filmu. Chociaż mieli wrócić dopiero za półtorej godziny.
Światło zapalone w kuchni najwyraźniej przykuło uwagę mojej mamy, ponieważ weszła do środka.
-Lea, dlaczego siedzisz w kuchni? - spytała zdejmując jeszcze cienki szalik, który miała owinięty w okół szyi.
-Zrobiłam sobie herbatę. - stwierdziłam, wzruszając ramionami. -A wy dlaczego tak wcześnie? - spytałam a po chwili dokończyłam. - Mieliście wrócić około 23.
-Mama się uparła, że chce wracać do domu. - wtrącił tata, wchodząc do kuchni.
-Po prostu film był nudny. - stwierdziła kobieta, siadając przy stole.
-Nie obejrzeliśmy nawet połowy filmu. - oznajmił mężczyzna, próbując zgonić winę na mamę.
-Bo wybrałeś film science fiction. - sprostowała mama. -A ja nie miałam zamiaru siedzieć i oglądać jak banda facetów biega w przebraniach.
-Niech zgadnę, nie wiedziałaś na jaki film idziecie? - spytałam, parskając śmiechem.
-Powiedział, że to komedia romantyczna. - pisnęła mama, zakładając ręce na piersi.
-Nie chciało mi się oglądać płaczących kobiet na sali kinowej. - powiedział tata, trzymając się swojej wersji.
-Właśnie muszę wam powiedzieć. W środę jest organizowane ognisko szkolne. Mogę iść? - spytałam, chociaż wiedziałam, że mnie puszczą.
-Będzie alkohol? - spytał tata, udając surowego, chociaż jeśli chodzi o alkohol jest bardzo surowy.
Kiedyś córka, jego znajomej była na jakiejś domówce i tak się spiła, że wylądowała w szpitalu. Jej stanu nie dało się unormować i zmarła. Od tamtej pory tata jest bardzo przewrażliwiony. Uważa, że najpierw musimy poznać nasze ciało, aby pić do nietrzeźwości.
-Będą nauczyciele. - odpowiedziałam, nie na pytanie, ale wykluczyłam możliwość obecności takich trunków na tej imprezie.
-To możesz iść. - stwierdziła mama. -A będą z tobą, twoje nowe przyjaciółki?
-Tak. - odpowiedziałam, uśmiechając się.
-Może wpadną do nas na obiad? - zaproponowała mama.
-Zapytam je. - wzruszyłam ramionami.
-Jutro też przyjedziesz do szpitala? - spytał tata, wyjmując z lodówki jogurt.
-Tak. - odpowiedziałam, krótko.
Wypiłam pól kubka herbaty, bo na resztę już nie miałam ochoty. Rodzice nieświadomie pomogli mi zapomnieć o incydencie z Justinem. Wróciłam do swojego pokoju i zatopiłam się pod miękką kołdrą, jednocześnie wtulając twarz w poduszkę. Zasnęłam niemal od razu, bo byłam niesamowicie zmęczona wydarzeniami dzisiejszego dnia.

*

Mama obudziła mnie o godzinie siódmej trzydzieści, ponieważ zaczynam dzisiaj lekcje o 9. Nie miałam szczególnego problemu z wstaniem, ponieważ wyspałam się. Nie chcąc wywołać zderzenia moich gołych stóp z zimną podłogą pośpiesznie wciągnęłam na stopy papcie. Ziewnęłam, przeciągając się i ruszyłam do szafy w poszukiwaniu ubrań na dzień dzisiejszy. Macie tak czasem, że wstajecie i jakaś wewnętrzna część w was krzyczy, że masz ubrać ten strój a nie inny i dziwi Cię to, że wygląda to całkiem dobrze?
Nevermind.
Moim punktem zaczepienia były dzisiaj zwykłe, jasne jeansowe rurki, biała koszula z dwoma kieszonkami na piersiach. W myślach dobrałam do tego moje białe, klasyczne superstary i kilka dodatków.
Zaczęłam nucić pod nosem jakąś żwawą melodię, którą sama wymyśliłam i udałam się do łazienki.
Wskoczyłam pod szybki prysznic, który trwał mniej niż pięć minut co bardzo mnie dziwi. Owinęłam ciało w ręcznik, bo nie chciałam stać naga przed lustrem. Nie mam kompleksów i nigdy nie miałam, ale czuję się niezręcznie. Wysuszyłam włosy, które swoją drogą chciały dzisiaj ze mną współpracować. Zrobiłam przedziałek na środku głowy i ułożyłam je. Nałożyłam delikatny makijaż po czym ubrałam się w przygotowane ubrania. Stwierdziłam, że zaszaleję i dorzuciłam czarny kapelusz do mojego stroju dnia. Humor dopisywał mi od rana, co mnie dziwi bo wczorajszy dzień nie należał do najlepszych. Powrzucałam najpotrzebniejsze rzeczy do torebki, po czym wybiegłam z pokoju, zapomniałam jednak o telefonie, przez co musiałam się wrócić. Na dole siedzieli rodzice, jedząc śniadanie.
-Dzień dobry, tato. - powiedziałam do mężczyzny, gdyż z nim nie miałam jeszcze przyjemności się dzisiaj witać.
-Dzień dobry, skarbie. -odpowiedział od razu. - Widzę, że masz dzisiaj dobry humor. - dodał z uśmiechem.
-To chyba dobrze. - stwierdziłam siadając przy stole.
-Jasne. - mruknęła mama, po czym włożyła do ust łyżeczkę z płatkami owsianymi.
-Smacznego. - powiedziałam, nalewając sobie do miski mleka, po czym dorzucając płatków czekoladowych.
-Zawiozę Cię dzisiaj do szkoły. - wypalił tata, po skończeniu przeżuwania kanapki.
-Nie musisz tato, trafię do szkoły. - odpowiedziałam od razu. Wtedy przypomniał mi się ten szemrany mężczyzna, który wczoraj mnie zaczepił. -Albo w sumie, to chętnie  z tobą pojadę. - dodałam uśmiechając się.


Piętnaście minut później siedziałam już wygodnie na miejscu pasażera, a tata za kółkiem.
Włączyliśmy radio, ale nie na tyle głośno by nas przygłuszało, ponieważ rozmawialiśmy w czasie jazdy. Kiedy dojechaliśmy na teren placówki pożegnałam się z tatą i poszłam w kierunku drzwi frontowych szkoły. Pewnym krokiem ruszyłam w stronę sali od biologii. Nie mam pojęcia kto, ale jakiś chłopak przechodząc obok mnie powiedział "Hej Lea" i puścił do mnie oczko. Był całkiem przystojny. Nie chcąc wyjść na zołzę odpowiedziałam mu "Hej" z uśmiechem i przeszłam dalej. Drzwi od pracowni biologicznej były otwarte, co oznacza, że mogę wejść do środka. Zajęłam to samo miejsce, które zajęłam wcześniej. Wyciszyłam telefon, aby nie podpaść nauczycielce, bo wydaję się być surowa. Przesiedziałam w ławce może z dwie maksymalnie trzy minuty i usłyszałam dzwonek, sygnalizujący lekcję. Do sali weszła nauczycielka z taką samą miną jak zawsze. Kilka spóźnionych osób wchodziło co jakiś czas, uzupełniając grupę. W sali nie było Jeniffer.  Uśmiechnęłam się pod nosem, przypominając sobie jak tydzień temu Pani McCourtney zbeształa Steel. Na lekcji było całkiem przyjemnie, bo nie będę ukrywała, że kocham biologię. Kolejną lekcją był w-f, a co robiliśmy na w-f? Graliśmy w siatkówkę. Nigdy nie miałam szczególnych problemów z ogarnianiem zasad grania w tą grę, dlatego cieszyłam się, że nie biegamy. Po lekcji wychowania fizycznego wraz z dziewczynami udałam się na stołówkę, aby coś zjeść. Wspólnie zdecydowałyśmy się wybrać mieszankę owocową bo tak nazywała się ta sałatka. Zajęłyśmy to samo miejsce co zawsze z tą różnicą, że dzisiaj siedzieli już tam Chris, Lil i Justin z Steel na kolanach. Siedziały tam też dwie dziewczyny, które jak się domyślam były "gwardią" Jeniffer.
Ani ja, ani Shay, ani nawet Holly nie byłyśmy zadowolone z obecności tych dziewczyn, ale nie było możliwości ich wyprosić.
-Hej wszystkim. - powiedziała Shay siadając koło Lila, ja zajęłam cichutko miejsce obok niej, a przy moim prawym boku zajęła miejsce długowłosa Holly. Nie chciałam siedzieć koło Chrisa.
-Co tam Lea? - spytał Chris. O wilku mowa. Poniosłam wzrok i z słodkim uśmiechem odpowiedziałam chłopakowi.
-Wszystko w najlepszym porządku, a u Ciebie? - zachichotałam. Wiedziałam, że ten cholerny wytatuowany dupek się na mnie patrzy mimo Jeniffer, która cały czas go całuje.
-U mnie też. Ślicznie wyglądasz. - stwierdził mierząc mnie wzrokiem.
-Dziękuję. - odpowiedziałam krótko.
Otworzyłam sałatkę, nie patrząc na nikogo, bo mówiąc szczerze nie miałam ochoty na obecność nikogo poza Shay i Holly. No i może ewentualnie Lila. Nie mogę powiedzieć, że Chris jest zły. Bardzo go lubię, ale ja chyba nie odwzajemniam tego co on. Albo po prostu nie znam go na tyle.
To pokręcone.
-Lea! - usłyszałam pisk Shay.
Podniosłam wzrok ze zdziwioną miną.
-Leci Ci krew z nosa. - powiedział Lil.
Przyłożyłam palec do nosa i odsunęłam. Krew.
Nie no coś ty Lea, wszyscy przy stole patrzą się na Ciebie jak na ducha do tego mówią Ci że wycieka Ci krew z nosa, a ty jeszcze sprawdzasz...
-Macie może chusteczkę? - spytałam, ale w zasadzie niepotrzebnie bo Shay przekopała już całkowicie swoją torebkę i podała mi paczkę.
Przyłożyłam chusteczkę do nosa po czym odchyliłam delikatnie głowę do tyłu.
Holly, Shay, Chris i Lil byli przejęci. Justin, Steel i te dwie dziewczyny, których imion nie zapamiętałam kompletnie mnie zlali. To dobrze.
-Zaprowadzić Cię do pielęgniarki? - spytał Chris.
-Nie trzeba, zaraz mi przejdzie. - odpowiedziałam. -To przez nerwy.


*

Do końca lekcji dziewczyny za mną chodziły, upewniając się, że jest okej. Chris też mnie sprawdzał.
Nie odzywałam się do Justina i nie mam najmniejszego zamiaru uraczyć go choćby jednym kontaktem wzrokowym. Nawet tym sekundowym.
Tego dnia nie miałam żadnego problemu z trafieniem na przystanek po szkole. To dlatego, że tata na wszelki wypadek jeszcze raz mi powiedział co i jak, chociaż myślał, że w poniedziałek dojechałam sama. Wsiadłam w dobry autobus i wysiadłam na dobrym przystanku. Idealnie.
Zabawa z dzieciakami była przednia, a i starsze osoby chętnie opowiadały mi o swoim samopoczuciu. Obwiniłam nerwy o krwawienie z nosa. Bo to jest najbardziej prawdopodobne.
Nie mówiłam tacie, bo od razu kazałby robić mi badania, a nie ma sensu robienia badań zdrowej osobie. Do domu wróciłam około dziewiętnastej, ponieważ wstąpiliśmy z tatą jeszcze na małe zakupy do supermarketu, aby uzupełnić produkty, których brakuje w lodówce.
Będąc już w domu odrobiłam lekcje, wykąpałam się, porozmawiałam przez telefon z Mattem i po prostu poszłam spać.

Rano zostałam zbombardowana przez promienie słoneczne, a na mojej twarzy był istny pearl harbor.
Jęknęłam pod nosem po czym wstałam i udałam się do szafy, chcąc wybrać jakiś strój na dzisiejszy dzień. Miałam już wybrane ubrania, ale na ognisko. Do szkoły wybrałam jeansowe rurki z przetarciami na kolanach, beżową bluzkę bez rękawów i naszyjnik do ozdoby.
Nie czułam potrzeby brania prysznica, a chęci też było brak dlatego po prostu przeprałam się, umalowałam, ogarnęłam włosy i zeszłam na dół. Po śniadaniu, które było mega pyszne, bo mama zrobiła naleśniki zostałam odwieziona do szkoły tym razem przez rodzicielkę.
Pan Jackson miło przywitał całą klasę szerokim uśmiechem. Zajęłam swoje miejsce prze Chrisem i skupiłam się, na swojej klasie. O dziwo Justin siedział na swoim miejscu. Co prawda bujał się na krześle i bawił się telefonem, ale był. Holly i Shay działy obok siebie.
Nauczyciel poruszał dzisiaj temat cyber przemocy. W sumie miał racje, bo w mojej poprzedniej szkole nie raz słyszałam o osobach prześladowanych w internecie. Kiedy temat się wyczerpał a grupa nie była zainteresowana mężczyzna przykuł uwagę wszystkich kiedy wspomniał o wycieczce klasowej. Dobra zmiana tematu.
-Od dawna jest mówione, że nasza klasa otrzymała zgodę od dyrektora na wycieczkę klasową. Ma ktoś jakieś propozycje gdzie moglibyśmy się wybrać?
-Może jakiś obóz w lesie? - zapytała Savannah, jak dobrze pamiętam.
-Pojedźmy do Las Vegas. - wyjechał z pomysłem jakiś chłopak z dredami i kolczykami w twarzy.
-Nie. - odpowiedział wychowawca piorunując wzrokiem chłopaka z dredami. -Ale pomysł z obozem jest całkiem dobry. - mężczyzna potarł dłonie i oparł się pośladkami o biurko. -Co myślicie?
Po klasie rozszedł się szum ekscytacji.
-Więc na za tydzień niech kilka osób z klasy przygotuje jakieś propozycje obozów, które będą w przystępnej cenie i lokalizacji.
Wtedy zadzwonił dzwonek a z sali wyszli praktycznie wszyscy w ciągu kilku sekund. Przed wyjściem wychowawca przypomniał mi o dzisiejszym ognisku, a gdy podziękowałam i wyszłam udałam się pod salę od sztuki. Zaśmiałam się widząc przez otwarte drzwi nauczycielkę. Ma kobieta bardzo oryginalny styl.
-Lea. - usłyszałam za sobą męski głos.
-O hej. - uśmiechnęłam się do chłopaka.
-Będziesz dzisiaj na ognisku? - spytał po czym oblizał usta, które przykuły moją uwagę.
-Będę.


-------------------------------
MISIE PYSIE MOJE KOCHANE!
Wróciłam do was po miesięcznym urlopie. Potrzebowałam tej przerwy.
Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni z rozdziału i zostaliście ze mną. <3
Szczerze mówiąc nie miałam w ogóle czasu bo pojawił się ktoś w moim życiu, kto stał się dla mnie bardzo ważny. Do tego miałam multum nauki, te rozdziały, które pisałam były gówniane i byłam przez tydzień w szpitalu. W każdym razie wróciłam z dużą porcją weny.
Proszę o komentowanie. Chciałabym zobaczyć ile osób ze mną zostało. Kocham was. Do następnego. <3


25 komentarzy:

  1. cudo!! Bardzo na to czekalam ! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzę że bd sie działo!! Cieszę się że wróciłaś, Bitch : *

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezuuuuuuuuuuuuu <3 Niech ona prZestanie być taką nie miła, jest z tobą od Alice i Justina i Boże ten rozdział taki długi <3/Heresna

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetnie! Czekam na następny : ))

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawe co będzie się działo na tym ognisku... Myśle że Lea zaczyna podobać sie Justinowi tylko że on nie chce tego przyjac do wiedomości i dlatego tak dziwnie sie zachowuje

    OdpowiedzUsuń
  6. Czekam na next❤

    OdpowiedzUsuń
  7. Jejku , tak się cieszę że wróciłaś ! Wchodziłam tu praktycznie codziennie , żeby sprawdzić czy przypadkiem czegoś nie dodałaś .. Ja chcę więcej ! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Oooooooo zajebisty ♡♡♡♡ proszę szybciutko o kolejny �� ciekawa co się zdąży na tej wycieczce i ognisku ��������

    OdpowiedzUsuń
  9. jeju boski...nareszcie wrocilas <3 tesknilam :*jestem bardzo ciekawa co będzie na tym ognisku... :* i takie pytanko czy rozdziały bedziesz nadal dodawac co tydzien??? milego :* <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się pisać rozdział na 2 raty i dodawać go co sobote. :*
      Cieszę się ogromnie że zostaliście. ♥

      Usuń
    2. Ciebie nie da się opuścić mycho <3

      Usuń
  10. Jejku boski rozdzial ^*^ kocham twoje opowiadania i czekam na kolejny <3 zycze weny i mam nadzieje ze juz wszystko jest dobrze ;-) ciesze sie ze spotkalas ta osobe ;-) szczescia buziaki ;** do nastepnego :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Zostałam! Rozdział cudowny jak zawsze :) do następnego :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Jest już sobota a rozdziału nie ma :( :( :( ������

    OdpowiedzUsuń
  13. Będzie dzisiaj?

    OdpowiedzUsuń
  14. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  15. kiedy dodasz rozdzial? :( teskno za czytaniem i ciekawosc co raz bardziej dokuczaaa

    OdpowiedzUsuń
  16. Poniedziałek....brak rozdziału:( Co jest?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skarby moje kochane oddam całe serucho żeby czwartek dodać nowy rozdział. Mam napisaną połowę, wiem co ma w nim być ale muszę mieć czas żeby skleić wszystko w całość. Weekend miałam gości w domu i wiecie z resztą jak to jest z gronem rodzinnym, który odwiedza raz na pare lat. W każdym razie rozdział pojawi się w tym tygodniu przed weekendem i może nawet następny w weekend. ♥♥♥♥
      Kocham was bardzo mocno.

      Usuń
    2. 💎💋

      Usuń
  17. Jest już sobota :(:( :(

    OdpowiedzUsuń
  18. Czy nie miał się pojawić rozdział przed weekendem?!

    OdpowiedzUsuń
  19. ej kiedy rozdzial

    OdpowiedzUsuń