niedziela, 24 stycznia 2016

Rozdział 12 (Hej Justin)

Panikowałam.
Nie wiedziałam czy mam się zgodzić czy podziękować, wyjść i nigdy nie wrócić w tamto miejsce.
Jednak Justin wpatrywał się we mnie z przerażeniem przemieszanym z żalem. Nie potrafiłam mu odmówić, mimo że powinnam, bo łamię obietnicę daną Shay.
-Chcesz przyłożyć lód? - zaczął grzebać w lodówce. -Cholera mam tylko jakieś mrożonki. - chłopak bardziej panikował ode mnie. Ja stałam wciąż w tym samym miejscu z papierowym ręcznikiem przyłożonym do krwawiącego nosa. Nie mogłam powstrzymać cichego chichotu.
-Mogą być. - mruknęłam cicho, ale na tyle by chłopak mógł usłyszeć. Półnagi Justin wziął biały, puchaty ręcznik, włożył do środka mrożonki i podał mi. -Dziękuję. - szybko zamieniłam papierowy ręcznik na ten puchaty. Aż szkoda białego, jak mniemam nowiuśkiego ręcznika.  -Zapłacę Ci za ten ręcznik.
-Zwariowałaś? - chłopak spojrzał na mnie z miną jakbym była idiotką, albo jakbym miała trzy głowy. -Chodź.
-Mógłbyś włożyć koszulkę. - spojrzałam na niego, a ten skinął porozumiewawczo uśmiechając się przy tym delikatnie.  Moment później chłopak był już w koszulce, z kluczykami w dłoni.
Kiedy wyszliśmy z domu państwa Bieber, Justin od razu pokierował mnie w stronę swojego samochodu, który tak jak w wszystko w jego domu był bardzo drogi. Szatyn otworzył przede mną drzwi i kiedy wsiadłam do wnętrza jego samochodu zamknął je za mną. Będąc już na miejscu kierowcy spojrzał na mnie i spytał czy wszystko ok.
Zachowywał się jakbym umierała. Na serio.
-Justin wszystko ze mną dobrze. Po prostu tak długi bieg to za dużo dla mojego organizmu. - wytłumaczyłam.
-Powinnaś pojechać do szpitala. - warknął. Był zły? To głupie...
-Mój tata pracuje w szpitalu, kiedy będę w domu to powiem mu co się stało i mnie obejrzy. - zagaiłam, ostrzejszym tonem.
-Na pewno?
-Z resztą, wiem więcej na temat zdrowia niż Ci się wydaje. - mruknęłam czując zmieszanie. To miłe, że tak się przejął, ale to nie oznacza, że powinien na mnie warczeć.
Jak minęła droga? Mówiłam tylko gdzie ma skręcić. W samochodzie panowała nieprzyjemna cisza.
Co jakiś czas zerkałam na chłopaka. Był skupiony na drodze. Jedną dłonią prowadził, natomiast drugą miał położoną na udzie. Swoim rzecz jasna. Jego wyraźne kości szczęki zaciskały się i rozluźniały. Wyglądał na takiego.. um.. złego. Czarne supry, czarne spodnie z przetarciami, czarna bluzka w serek i srebrny krzyż spoczywający na jego umięśnionym torsie. Nie żeby coś ale gdyby był teraz bez koszulki tak jak wcześniej nie mogłabym się skupić. Mam nauczkę do końca życia. Lea i bieganie to zdecydowanie złe połączenie.
Justin nie jechał szybko. Sunął spokojnie po asfalcie. Nie mam pojęcia o czym myślał, ale ta cisza była krępująca. Czułam, że krew wypływająca z moich nozdrzy ustała. Będąc już pod morelowym domem auto się zatrzymało.
 -Dziękuję. - szepnęłam, ale chłopak nie odpowiedział. Wyszłam z auta z można powiedzieć rozczarowaniem. Szatyn nawet nie raczył na mnie spojrzeć. Tak więc zamknęłam za sobą drzwi i wróciłam do domu.

*

Zaraz po wejściu do domu mama zaatakowała mnie, dlaczego tak długo nie wracałam, a gdy dostrzegła zakrwawiony ręcznik z mrożonkami w mojej dłoni i ślady krwi na mojej twarzy od razu wpadła w panikę.
-Lea! Co się stało? Miałaś wypadek? Ktoś Cię uderzył? - podbiegła do mnie i objęła moją twarz w dłonie.
-Mamo spokojnie. Po prostu przebiegłam zbyt duży dystans i mój organizm dał o sobie znać. Spotkałam znajomego, który odwiózł mnie do domu. - wyjaśniłam, aby zapobiec zawałowi mamy.
-Mark chodź tu szybko. - mama krzyknęła mi przed twarzą. Nagle do salonu wszedł tata.
-Co się stało? - odezwał się z miną, jakby zobaczył ducha. Matko to przecież tylko krew.
-Lea mówi, że to ze zmęczenia. - stwierdziła mama. Mężczyzna od razu podszedł do mnie i zaczął oglądać moją twarz.
-Wiesz przecież, że nie jestem lekarzem, ja tylko pomagam na oddziale. Ale Lea ma rację. To pewnie ze zmęczenia.
-Dziecko zmyj tą krew z twarzy. - mama złapała mnie pod ramię i zaprowadziła do łazienki.
Wciąż traktowała mnie jak pięciolatkę. Zmywanie skrzepniętej krwi nie należy do moich ulubionych czynności. Zakrwawiony ręcznik Justin po prostu wyrzuciłam, tak samo jak mrożonki. Czułam się zmęczona, więc wzięłam prysznic i udałam się do łóżka. Nie potrafiłam zrozumieć dlaczego Justin tak się zachowywał. A może to jego taktyka? Nie mam pojęcia. Położyłam sobie laptopa na brzuchu i włączyłam mój ulubiony film, którym była szkoła uczuć. Nie mam pojęcia dlaczego, ale mogłam oglądać go w kółko i w kółko.
Byłam wypompowana z energii. Nie wiem nawet kiedy senność obezwładniła moje ciało.

Obudziłam się o godzinie dziewiętnastej. Byłam wciąż zmęczona, mimo to wstałam i udałam się do kuchni aby coś zjeść. Oczywiście kiedy mama zobaczyła, że zeszłam na dół natychmiast kazała mi się położyć na kanapie. Próbowałam przekonać ją, że wszystko ze mną okej, ale na marne.
Usiadłam na kanapie, przykryłam się kocem i oparłam głowę o poduszkę. W telewizji leciał jeden z ulubionych seriali mojej mamy, dlatego tata siedział w sypialni.
-Zjedz, zrobi Ci się lepiej. - blondynka podała mi miskę z moją ulubioną zupą.
-Jesteś kochana. Nie musiałaś jej robić. - odebrałam miskę i zaciągnęłam się zapachem.
-Ale chciałam by moja córeczka czuła się lepiej. - oznajmiła troskliwie siadając obok mnie.
-Mamo, na prawdę nic mi nie jest. - zapewniłam, napierając na łyżkę zupę. Już po pierwszym kontakcie moich kubków smakowych z pyszną zupą mamy czułam się jak w niebie.
-Jest pyszna. Dziękuję. - jęknęłam z uznaniem, kiedy przełknęłam.
-Cieszę się, że Ci smakuje. - mama uśmiechnęła się pod nosem. -Szkoda, że ten chłopiec nie wszedł do nas do środka. Mogłabym mu podziękować. - mruknęła rozmyślając się.
-Daj spokój. - mruknęłam pod nosem.
-Dzwoniłam do mamy Matta. Bardzo się martwił, powinnaś zadzwonić do niego.
-Mamo, mogłaś nie dzwonić. - jęknęłam cicho. -Niepotrzebnie robisz zamieszanie.
-To twój przyjaciel, powinien o tym wiedzieć. - oznajmiła, wzruszając ramionami,
Ma rację powinien, ale niepotrzebnie wszystkich martwi. Rozumiem, że to z troski, ale nie ma sensu obdzwaniania wszystkich przyjaciółek i opowiadania im o tym co się stało. Nie jestem jedyną osobom, która krwawiła z nosa. To zupełnie tak samo wygląda jak pierwsza miesiączka córki. Mamy zawsze to tak przeżywają, a dziewczyny czują się wtedy jeszcze bardziej skrępowane.
Zjadłam zupę i udałam się do kuchni, aby umyć miskę. Później poszłam do łazienki aby umyć
zęby. Nasmarowałam twarz kremem na noc i ubrana w szlafrok przeszłam z łazienki do swojego pokoju. Piżamę, którą wybrałam była koszulka z misiem i spodenki do kompletu.
Usiadłam na moim wygodnym łóżku po czym wyjęłam macbooka z pod łóżka.
Postanowiłam zadzwonić na skype do Matta, bo pewnie umiera z zmartwienia.


-HEJ MATTY! - przywitałam się z uśmiechem.
-Lea! co się stało? - od razu zaatakował.
-Chodzi Ci o to krwawienie?
-TAK! -aż krzyknął.
-Matt po prostu dużo biegałam. Mama strasznie nastraszyła wszystkich dookoła.
-Jak to biegałaś?! - znowu krzyknął.
-Co w tym złego? Ludzie uprawiają jogging. - jęknęłam znudzona tłumaczeniem wszystkim że nic mi nie jest.
-Nie znasz tej okolicy. A gdyby coś Ci się stało?
-Ale nic mi się nie stało. Mój organizm nie wytrzymał zbyt dużego wysiłku. No weźcie to zrozumcie.
-Nie rób tego więcej. Jak wróciłaś do domu?
-Znajomy mnie odwiózł. - mruknęłam nie chcąc mówić, że Justin. Zacząłby wypytywać jak się spotkaliśmy i czy on mi nie zrobił krzywdy. Sama nie wiem dlaczego wszyscy oceniają Justina za takiego złego. Przecież to na prawdę fajny i troskliwy chłopak.
-Jaki znajomy? - nie obeszło się bez tego pytania. KŁAM LEA KŁAM.
-Taki Naill. - mruknęłam nie podnosząc wzroku.
-Jaki Naill? Skąd go znasz?
-Ze szkoły. - wzruszyłam ramionami,
-Przepraszam Matty, ale jestem okropnie zmęczona, położę się już spać.
-Lea, jest dwudziesta.
-Po prostu chcę się wyspać.
-No dobrze. Dobranoc mała.
-Dobranoc. - po tych słowach się rozłączyłam i jęknęłam.
Przeprowadzka tutaj miała swoje plusy ale miała też minusy, których jest chyba więcej.
Tak na prawdę nie chciałam jeszcze iść spać.
Przejrzałam kilka portali społecznościowych, na których byłam zalogowana. Nic ciekawego.
Wyłączyłam laptopa i położyłam go na szafkę obok łóżka. Bardzo cieszyłam się, że już jutro zacznę wolontariat. Pochodziłam po pokoju, poukładałam kilka rzeczy i znudzona stwierdziłam, że poczytam sobie jakąś książkę. To był dobry pomysł, gdyż poczułam się senna. Lepszy sen niż nudy, dlatego bez żadnych sprzeciwów po prostu usnęłam.

*

Wstanie nie sprawiło mi większego problemu, ponieważ spałam bardzo dużo. Otworzyłam powoli oczy i wyłączyłam budzik. Dzisiaj wstałam nieco wcześniej, gdyż nie zawożą mnie rodzice, a do szkoły idę na pieszo. Wynurzyłam się z miękkiej kołdry i wstałam. Jednak to był zły pomysł, ponieważ zrobiło mi się czarno przed oczyma. Z tego co wiem, wielu osobom w moim wieku to się zdarza. Kiedy już opanowałam swoje ciało zabrałam się za wybieranie stroju do szkoły. Podeszłam do mojej pojemnej szafy i po odkryciu jej zawartości, stałam przez dłuższą chwilę wpatrując się w ubrania wiszące na wieszakach. Zdecydowałam się miętową sukienkę bez rękawów z średnim dekoltem. Była opinająca w tali, natomiast spód był rozkloszowany. Dobrałam do tego złoty zegarek i naszyjnik z koliberkiem w tym samym kolorze. Dobór bielizny to był urywek sekundy, bo wybrałabym byle jaki komplet. Ziewnęłam pod nosem i pomaszerowałam do łazienki, chcąc się odświeżyć. Położyłam przygotowane ubrania na blat szafki i zrzuciłam przepoconą piżamę do kosza na pranie, który swoją drogą był już pełny. Stojąc pod kranem włączyłam ciepłą wodę, a następnie nagle włączyłam zimną przez co cicho jęknęłam. Momentalnie się rozbudziłam i przełączyłam na ciepłą. Wyszorowałam się myjką, włosy umyłam szamponem rumiankowym i po spłukaniu wszystkiego wyszłam, po czym wysuszyłam skórę. Nie ubierałam od razu ciuchów bo z moich włosów wciąż spływała woda. Wysuszyłam swoje blond włosy i rozczesałam je dokładnie. Następnie ubrałam bieliznę oraz sukienkę. Nucąc coś pod nosem nałożyłam delikatny makijaż. Wyszczotkowałam zęby, założyłam zegarek i naszyjnik. Poranne nudne czynności.  Później uszykowałam torebkę i najpotrzebniejsze rzeczy. Przygotowana na dzisiejszy dzień zeszłam na dół w celu spożycia śniadania.
Mamy nie było. Do lodówki była przyczepiona kartka, na której widniał napis "Musiałam dzisiaj szybciej być w pracy, miłego dnia."
W domu było cicho i spokojnie, więc taty też musiało już nie być. Zrobiłam sobie zwykłe płatki z mlekiem. Szybko je pochłonęłam. Nie miałam więcej czasu przez co założyłam na stopy białe converse i wyszłam z domu, uprzednio zamykając drzwi.
Wyjęłam telefon z torebki i podłączyłam słuchawki. Miałam ochotę na spokojną muzykę, więc włączyłam coś w spokojnej tonacji. Całą drogę zastanawiałam się czy uda mi się może porozmawiać dzisiaj z Justinem. Mimo wszystko zastanawiałam się dlaczego nawet na mnie nie spojrzał. Może brzydzi się krwi? To by wszystko wyjaśniało. Jego panikę i brak chęci choćby spojrzenia na mnie ukradkiem. Nie miałam żadnego problemu z dotarciem do szkoły. Znałam już tą drogę na pamięć.
Weszłam do szkoły pewnym siebie krokiem. Nie tak jak tydzień temu z oczyma wbitymi w ziemię. Nie muszę się niczego bać. To miejsce nie jest tak straszne jak mi się wydawało. Tak jak tydzień temu moją pierwszą lekcją była biologia u Pani McCourtney. Szybkim krokiem udałam się do mojej szafki. Kilka dziewczyn powiedziało do mnie "Hej Lea". Co więcej nie znałam ich. Pewnie kojarzyli mnie z imprezy u Justina jako laska, która wpadła do basenu. Nie wyglądali na negatywnie nastawionych, dlatego odwzajemniłam przywitanie z uśmiechem. Przy szafkach spotkałam Shay i Holly. Ucałowałam je na przywitanie i wyjęłam podręcznik od biologi z mojej metalowej szafki.
-Ty znowu fantastycznie wyglądasz. - stwierdziła Shay.
-A wy to niby nie? - uśmiechnęłam się do dziewcząt. Usłyszałam dzwonek przez co od razu zrobiłam kwaśną minę.  -Ja zmykam na biologię. Do zobaczenia później. - zamknęłam szafkę i udałam się korytarzem w stronę pracowni biologicznej. Zauważyłam Justina opartego o szafki. Kiedy mnie zauważył zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu. Uśmiechnęłam się do chłopaka i kiedy przechodziłam tuż obok niego postanowiłam się przywitać. W ułamek sekundy dostrzegłam, że jego twarz wygląda inaczej. Zrobił sobie kolczyk w dolnej wardze. Kawałek metalu znajdujący się w części jego pełnych ust nie oszpecała go, zmienił go na jeszcze bardziej "złego". Podobało mi się.
-Hej Justin. - odezwałam się, ale chłopak spojrzał na mnie jakby z pogardą i nic nie odpowiedział. Nie rozumiałam jego zachowania, dlatego przeszłam dalej. Nie będę za nim biegać, a jestem pewna że słyszał. Nie mam zamiaru wypytywać go o jego humorki.
Lekcja biologi minęła szybko i przyjemnie, ponieważ Pani przeprowadzała bardzo ciekawy temat, który tak samo w liceum w Seattle jak i tutaj interesował mnie. Następną lekcją był Angielski. Wyszłam z sali i tak jak przed lekcją biologi udałam się po podręcznik potrzebny na lekcję. Zaskoczył mnie Justin opierający się o moją szafkę. Chrząknęłam cicho pod nosem i nerwowo poprawiłam torebkę na ramieniu.
-Blokujesz moją szafkę. - powiedziałam skrępowana. Chłopak zaśmiał się cicho pod nosem. W co on do cholery pogrywa?
-Wiem. - powiedział śmiejąc się.
-W co ty grasz? - mruknęłam zaczynając się denerwować. Nie lubię kiedy coś jest niejasne.
-Nie powinnaś się ze mną zadawać. Powinnaś posłuchać ludzi ostrzegających Cię przede mną. Jesteś głupsza niż myślałem.


-----------
Mam nadzieję, że rozdział się wam podoba, bo pisałam go na pół śpiocha.  Jak są jakieś niedogodności to piszcie, bo na prawdę jestem mega zmęczona i mogła wyjść kupa.
Celowo mieszam między Leą a Justinem.
Dziękuję serdecznie za wszystkie komentarze, jesteście niesamowici. <3
Standardowo nie wyrobiłam się do północy, ale jakoś w nocy pisze mi się lepiej.
Całuję mocno! <3

17 komentarzy:

  1. O jej boski...Jestem bardzo ciekawa co bedzie sie dzialo dalej...Mam nadzieje ze teraz dodasz czesciej bbo podono masz ferie?? Dozobaczenia...Milego Dnia

    OdpowiedzUsuń
  2. A ty jestes jebniety dupku XDD

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem ciekawa dalszych rodziałów, a ten jest mega fajny ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. och, kicia! Rozdział świetny! A zachowanie Justina, hmm..Jeśli jsst taki, że chce ją przelecieć, to po co pow. te ostatnie zdania?? Nie rozumiem..No ale mam nadzieję, że niebawem się dowiem! Do zobaczenia misiu! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jest cudowny !! Czekam na nastepny ♥
    Życzę weny :3

    OdpowiedzUsuń
  6. Mega!! Chce już kolejny prosze napisz szybko ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Super ! Czekam na next .. Błagam , dodaj szybko kolejny !

    OdpowiedzUsuń
  8. Tajemniczo.... 😂❤

    OdpowiedzUsuń
  9. Ooo jaki zwrot akcji.. tak tajemniczo.. czekam na kolejny rozdzialik.. <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie zrozumiałam postępowania Jusa. Ale rozdział fajny trochę mało się dzieję ale jest fajny

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie zwalajcie winy na Jusa, dobrze zrobił bo sądząc po charakterze Lei bardzo przykładnej córeczki ( osobiście czegoś takiego nie lubię ) oraz tej naiwności czasami jak czytam to celowo omijam scenki z rodzicami bo ta cudowna rodzina potrafi przyprawić mnie o wymioty oraz ta ich nadopiekuńczość, która jest nazbyt przesadą czasami należy dziecku nie robić awantury o te spóźnienie bądź wypicie alkoholu raz nie zawsze. Lel to moja opinia, pomijając to co napisałam będę to czytać bo mnie zainteresowało także tego. Idk w sumie

    OdpowiedzUsuń
  12. Podoba mi się twój komentarz.
    Celowo przedstawiam rodzinę Jones'ów jako taką idealną aby potem pokazać jak wszystko może się zniszczyć. Ja osobiście najbardziej z wszystkich postaci lubię Holly. Ma najbardziej przypominający mnie charakter. :) Takie komentarze aż chętnie się czyta. Dziękuję. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. * dzieci krzycząc yaaaayyyyy * Idk ale autokorekta zmienia mi yay na yamaha...

      Usuń
  13. Jak to się mówi: "zakazany owoc,smakuje najlepiej" :)

    OdpowiedzUsuń
  14. "jesteś głupsza niż myslałem" poebało go czy jak? :') rozdział fajny tylko troche nudnawy, mam nadzieje, że w natsepnych rozdziałach bedzie coś sie działo ;*

    OdpowiedzUsuń