niedziela, 10 stycznia 2016

Rozdział 11 (To pierwszy raz) CAŁY ROZDZIAŁ!

JEŚLI JUŻ WCZEŚNIEJ CZYTAŁEŚ/AŚ TEN ROZDZIAŁ TO PROSZĘ PRZECZYTAJ GO OD NOWA JESZCZE RAZ. <3


W sumie początek był jak początek każdej imprezy. Było najzwyczajniej na świecie nudno, bo jako pierwsze przyszły samotne staruszki i pary emerytów. Nie było źle, ale nie ukrywajmy jak można się bawić przy siedemdziesięciolatkach? Nudziło mi się tylko dlatego, że nie było nikogo w podobnym do mnie wieku. Mój nastrój zmienił się kiedy po usłyszeniu dzwonka do drzwi, ujrzałam w progu Shay i Holly. Shay była jak zawsze stylowo ubrana. Miała ubrane białe spodenki z wysokim stanem, białą bluzkę z dekoltem w kwiatowe wzory i białą marynarkę, a Holly postawiła na jej styl bo czarna bluzka, z podwiniętymi rękawkami i lekko postrzępione boysbandy idealnie pasowały do miała wysokich, czarnych koturn.
-Hej Lea! - pisnęła podekscytowana, brązowooka dziewczyna, która właśnie się do mnie przytuliła.
-Hej. - mruknęła Holly z mniejszym zapałem, można nawet powiedzieć, że w pewnym sensie z przymusu.
-Nie zwracaj na nią uwagę, ma kaca. - zachichotała brunetka, ustępująca przywitaniu się z Holly.
-Gdyby nie to, że lubię twoją mamę i masz przystojnego ojca nie przyszłabym dzisiaj. - mruknęła z lekkim uśmiechem na twarzy.
-Miło, że przyszłaś tutaj ze względu na mnie. - stwierdziłam sarkastycznie. -Chodźcie na ogród.
-I co, masz seksownego sąsiada? - Holly poruszyła teatralnie brwiami.
-No jasne, to jest Fabian. - pokazałam dłonią na trzynastoletniego chłopca, siedzącego z nosem w komórce.
-Pani Stickins. - mruknęła pod nosem Shay.
-Co mówisz? - spytałam, zdezorientowana, patrząc na dziewczynę jak na idiotkę.
-Ta kobieta stojąca przy twojej mamie, to najlepsza przyjaciółka matki Nailla. - stwierdziła, uważnie przyglądając się szatynce. -Przy okazji to straszna plotkara. - dodała, zarzucając kosmyk włosów.
-Skąd to wiesz? - podniosłam brwi, dziwiąc się.
-Bo to też przyjaciółka mojej mamy. - powiedziała z niezadowoleniem.
-Wal się szczunie. - usłyszałyśmy głos Holly, przez co od razu odwróciłyśmy się w jego stronę.
Holly kłóciła się z Fabianem.
-Holly zostaw go w spokoju. - od razu w grę wkroczyła Shay.
-Ten gnojek klepnął mnie w tyłek. - Holly spojrzała na niego z morderczym wzrokiem, tymczasem on się śmiał. -Jeszcze raz mnie dotkniesz, a moja pięść spotka się z twoim dziecięcym uśmiechem. - warknęła formując swoją drobną, kobiecą dłoń w pięść, na co chłopiec aż przełknął ślinę.
Cała ta sytuacja była bardzo zabawna, mimo że Fabian puszczał do mnie też dwuznaczne oczko.
Nie dziękuję.
-O dziewczynki przyszłyście. - nagle dołączyła do nas moja mama i objęła Shay i Holly.
-Dzień dobry Pani Jones. - przywitała się Holly.
-Po prostu Eliza. - mama uśmiechnęła się do nich na co dziewczyny zachichotały. -Weźcie sobie coś do jedzenia.
-Nie jesteśmy głodne. - wzruszyła ramionami Shay, z uśmiechem.
-Pff. Mów za siebie. Ja chętnie posmakuję wszystkiego. - oznajmiła Holly na co wszystkie parsknęłyśmy śmiechem.
Usiadłyśmy z dziewczynami na huśtwce, a mama wróciła do witania sąsiadów bo gości wciąż przybywało. Holly miała w dłoniach talerzyk z sałatką, natomiast ja z Shay kubeczek z sokiem.
-Dostałaś szlaban za spóźnienie? - spytała nagle Shay.
-Nie, zamiast tego musiałam dzisiaj mamie pomagać. - odpowiedziałam po czym upiłam łyk soku. Odpychałyśmy stopami ziemię wprawiając tym samym huśtwakę w ruch. Słońce jeszcze przyjemnie ogrzewało skórę, zanim zaszło.
-To dobrze. - odpowiedziała Holly.
-Co robiliście, jak poszłaś wczoraj z Justinem? - nagle spytała Holly. Ona też musi być taka ciekawska? Spojrzałam na nią z głupawą miną.
-Nic, po prostu dał mi ubrania,w  które mogłam się przebrać. - wzruszyłam ramionami.
-Mówił coś? - wypaliła Shay, poprawiając swoje brązowe, gęste włosy. Swoją drogą, musiała bardzo o nie dbać, bo wyglądały na niesamowicie zdrowe.
-Nie. - odpowiedziałam nie mówiąc prawdy. Przerzuciłam wzrok na dosyć sporą ilość ludzi w naszym ogrodzie. W poprzednim domu nie mieliśmy tak dużego ogrodu. Poczułam w pewnym sensie pustkę. Nie ukrywajmy. Ani Shay ani Holly nie jest w stanie zastąpić mi Matta. Bardzo mi go brakowało. Chciałabym, żeby był tutaj teraz przy nas. Moje powieki na moment opadły, a ja wyobraziłam sobie, że Matt jest wśród nas. Udaje, że flirtuje z moją mamą, która potem czochra jego brązowe, bujne loki. Prawda jest taka, że gdybym zdecydowała się wyjść w przyszłości za Matta, mama umarłaby chyba ze szczęścia, w sumie miałaby rację, bo Matt jest kochany, troskliwy, zabawny. No ale dla mnie jest jak brat, nie jak materiał na partnera.
-Holly dowiedziałam się wczoraj, że byłaś z Chrisem. - stwierdziłam, wracając do żywych.
-Przez ponad rok. - odpowiedziała, po czym wzięła kęs kurczaka, który znajdował się w sałatce.
-A co się stało, że nie jesteście razem? - nie mogłam się powstrzymać. Ciekawość wzięła nade mną górę.
-Nie zauważyłaś, że mają takie same charaktery? - Shay uśmiechnęła się do mnie.
-No może jakby na to tak spojrzeć. - mruknęłam pod nosem.
-To dupek. - stwierdziła Holly.
-Idziesz z nami na ognisko w środę? - spytała Shay. Iść? Nie iść?
-Czemu nie. - odpowiedziałam po dłuższej chwili namysłu. W sumie to czemu miałabym nie iść? To tylko ognisko.
-Super! - Holly klasnęła dłońmi.
-Co się dzieje na takich ogniskach? - spytawszy upiłam łyk napoju.
-Nie gadaj, że nie miałaś ogniska w Seattle? - Shay spojrzała na mnie niczym osoba z wielkiego miasta na wieśniaka, który był zacofany nie tylko kulturalnie, ale i umysłowo.
Skinęłam głową, na co Shay zachichotała.
-To tak jakby impreza całego rocznika. Będzie kilku nauczycieli, ale zawsze są Ci fajni nauczyciele. Wiesz taka impreza tylko że "bez" alkoholu. - stwierdziła Holly, dając mi do zrozumienia, że ten alkohol i tak się pojawi. Szczerze mówiąc mi to kompletnie obleci czy alkohol jest czy go nie ma, bo i tak nie spożywam nawet piwa.
-Aha. - mruknęłam i upiłam kolejny łyk napoju. -Co mam ubrać? - spytałam nagle. -Albo wiecie co? Chodźmy do mojego pokoju. Jeszcze wam go nie pokazywałam.
-Ok. - odpowiedziały w tym samym momencie. Nie wiem, czy one przyjaźnią się tyle czasu, że tak często mówią to samo na raz czy po prostu tak są zgodne.
Zaprowadziłam dziewczyny do mojego pokoju. Zrobiło mi się bardzo miło kiedy się nim zachwyciły.
Otworzyłam szafę, tym samym pokazując Shay ubrania, którę się w niej znajdują, a Holly w tym czasie zaczęła przeglądać ubrania w kartonach.
Przebierałam się z siedem, może nawet osiem razy. Za każdym razem dziewczyny komentowały to czym w stylu "do kościoła" "na imprezę w clubie" "do klubu szachowego".
Miałam ochotę je udusić. W końcu po długich poszukiwaniach znalazłyśmy coś co dziewczyny uznały za idealne. Strzałem w dziesiątkę według dziewczyn były czarne mocno postrzępione rurki, biała bokserka i kurka w moro.
-Masz świetne ciuchy. - oznajmiła Shay, przeglądając moje ubrania.
-Dziękuję. - odpowiedziałam, uśmiechając się.
-Trochę nudnawe, ale gdyby dodać jakieś agrafki, ćwieki i dziury byłoby spoko. - stwierdziła Holly.
-Chyba jednak zostanę, przy tum co mam. - zachichotałam, odwieszając ubrania, które były uznane za złe.
-Przystojny ten chłopak. - powiedziała Holly, przyglądając się ramce z zdjęciem Mattego.
-To Matty, już wam chyba o nim wspominałam. - zamknęłam szafę i usiadłam wygodnie na łóżku.
-Może, ale czasem nie słucham. - wzruszyła ramionami.
-Dzięki. - jęknęłam i rzuciłam w nią jedną z poduszek leżących na łóżku. Niestety Holly ma dobry refleks przez co zamiast oberwać z tej poduszki złapała ją i odrzuciła we mnie.
-Właśnie zauważyłaś Holly, że w szkole przez cały tydzień nie było Skarllet i Anastasi? - Shay zdjęła białą marynarkę i przewiesiła ją przez ramę łóżka.
-Ich nie ma od dwóch tygodni. - stwierdziła Holly przez śmiech. - Przecież pojechały na tą wymianę do Nowego Yorku. - dodała, a Shay miała minę jakby uważnie nad czymś myślała.
-Faktycznie. Ale kiedy one wracają?
-Jutro. - mruknęła Holly z niezadowoleniem.
-A kto to jest? - spytałam, lekko marszcząc nos. Głupio słuchało się o kimś kogo się w ogóle nie znało.
-To dwie najlepsze przyjaciółki Jeniffer. Wiesz gwardia plastików. - powiedziała brązowooka.
-Jednej Jeniffer mam dosyć, a co dopiero jeszcze jej przyjaciółki w zestawie. - mruknęłam, przyglądając się moim paznokciom.
-Nie przejmuj się Lea, masz nas. - długowłosa objęła mnie ramieniem.
-Wiesz, że podobno Naill o Ciebie pytał? - wypaliła nagle Shay. Niemal zachłysnęłam się powietrzem.
-Naill? Dlaczego o mnie? - założyłam kosmyk, moich blond włosów za ucho.
-Podobno pytał o twój numer. - oznajmiła dziewczyna z białymi spodenkami, a Holly szturchnęła mnie łokciem w ramie.
-Ja mam jego numer, ale jakoś nie było okazji bym do niego napisała. - zachichotałam.
-A dostał mój numer?
-Nie bo nawet my go nie mamy. - mruknęła Holly z miną w stylu "Helloł".
Zaśmiałam się głośno i sięgnęłam po mojego iPhone. Wymieniłyśmy się z dziewczynami numerami, bo faktycznie przyjaźnimy się, a nawet nie mają mojego numeru.
Później jeszcze rozmawiałyśmy i zeszłyśmy na przyjęcie.
Typowe przyjęcie dla sąsiadów trwało dalej. Gdyby nie dziewczyny zanudziłabym się na śmierć.
O godzinie dziewiętnastej, kiedy starszych pań już nie było bo zaczęły się ich seriale tata rozpalił ognisko. Wiedziałam co się potoczy dalej, bo niejednokrotnie mieliśmy przyjęcia w Seattle.
Kiedy wszyscy usiedli wygodnie dookoła ogniska tata przyniósł swoją gitarę klasyczną, która była jego trzecią miłością, bo pierwszą była mama, drugą byłam ja, a trzecie miejsce w jego sercu zajął drewniany instrument z sześcioma strunami, kluczami, gryfem i pudłem rezonansowym. Tata grał kiedyś w kapeli wraz z przyjaciółmi. Mieli nawet kilka swoich koncertów, ale po latach wszyscy się wykruszyli. Jak zawsze tylko kilka osób znało tekst piosenek, które swoją drogą były na prawdę chwytliwe i dziwię się, że nie są one znane. Holly i Shay załapały tekst po pierwszym refrenie.
Było całkiem przyjemnie. Około godziny dwudziestej pierwszej były już u nas tylko moje przyjaciółki. Cieszyłam się niezmiernie, że dotrzymały mi towarzystwa do samego końca przyjęcia. Co więcej chciały pomóc posprzątać, ale gościom nie wypada.
Odprowadziłam dziewczyny do drzwi i zmarnowana dzisiejszym dniem zaczęłam sprzątać. Zmywanie naczyń zajęło mi prawie godzinę. Nie mogłam powstrzymać kolejnego natłoku myśli na temat Justina. Co takiego ma w sobie ten chłopak? Do walki moich myśli dołączył jeszcze Naill, który tak natarczywie chce zdobyć mój numer telefonu. Wytarłam starannie, mokre dłonie w ręcznik i spytałam mamę czy coś jeszcze muszę zrobić. Cieszyłam się, że w przestawianiu rzeczy na ogrodzie wyręczył mnie tata. Na szczęście nic więcej do roboty nie miałam, a że czułam się spocona, od razu  pomaszerowałam do łazienki pod prysznic. Zrzuciłam z siebie ubrania, po czym włożyłam je do kosza na pranie. Porządnie wyszorowałam się myjką. Włosy umyłam szamponem rumiankowym i kiedy praktycznie cała byłam w pianie spłukałam ją z siebie ciepłą wodą. Myśli, myśli i jeszcze raz myśli. Stałam jeszcze przez dłuższą chwilę pod strumieniem wody. Powieki miałam zamknięte a czoło oparłam o ścianę. Nie potrafiłam opanować moich fantazji. Z jakiegoś głupiego powodu wyobraziłam sobie, jak Justin całuje moje usta, przenosi pocałunki na szyje, dekolt. To chore. Oddychałam głośno i nie równo, zupełnie jakbym przebiegła maraton, tymczasem ja stoję pod prysznicem i wyobrażam sobie całkowicie nierealne rzeczy. Tego było za wiele.  Po rozsunięciu drzwiczek prysznica postawiłam stopy  pozostawiając na kafelkach mokre ślady, Wytarłam dokładnie ciało ręcznikami, rozczesałam włosy i zmyłam pozostałości makijażu. Aby nie paradować nago po domu zarzuciłam na siebie puchaty, różowy porannik. Nałożyłam na twarz krem na noc, aby odżywić moją cerę. Zabrałam płatki kosmetyczne i zmywacz do paznokcie. Musiałam zmyć pozostałości po liliowym lakierze. Udałam się do swojego pokoju, nucąc przy tym melodie jednej z piosenek taty. Otworzyłam drzwi do mojej ukochanej sypialni i zapaliłam światło, chcąc rozświetlić pomieszczenie, bo nie wyobrażam sobie malować paznokcie przy zgaszonym świetle. Zmyłam lakier i wytarłam dłonie w chusteczki nawilżające. Wybrałam lakier w odcieniu skóry. Zawsze lubiłam te pastelowe kolory. Na szczęście dzisiaj szczęście mi sprzyjało i nie miałam żadnych problemów z malowaniem. Po dziesięciu minutach moje paznokcie były już gotowe i wyschnięte. Stwierdziłam, że zadzwonię do Matta, aby opowiedzieć mu o dzisiejszym dniu. Jednak najpierw przebrałam się w piżamę, bo wciąż miałam na sobie tylko porannik. Zdecydowałam się na majtki i czarna dłuższa bluzka sięgając mi do połowy ud. Tak odbijając od tematu, tą koszulkę zabrałam Mattowi. Tak jak zawsze zapaliłam lampki oplecione wokół mojego łóżka, a duże światło zgasiłam zostawiając przyjemny blask białych lampek. Sięgnęłam po swojego iPhone i wybrałam numer Mattego. Nie musiałam długo czekać, z resztą jak zawsze bo już po dwóch sygnałach usłyszałam doskonale znany mi męski głos.
-Cześć Matt, nie zgadniesz kto dzwoni. - zażartowałam uśmiechając się pod nosem.
-Hmm niech. że się zastanowię. - mogę się założyć, że przyłożył właśnie palec wskazujący do brody i udaje, że myśli. - Zac?
-Brawo, dostajesz nagrodę największego głupka na świecie! - pisnęłam, udając ekscytację.
-Co tam u Ciebie mała? - spytał, przez śmiech. Wyobrażałam sobie jego uśmiech i jego brązowe loczki, które skaczą niczym roztańczone podczas jego śmiechu. Matko! Jak ja za nim tęsknie.
-Byłam wczoraj na imprezie, spóźniłam się i dzisiaj za karę musiałam robić jedzenie i sprzątać po przyjęciu dla sąsiadów. - opowiedziałam przykładając dłoń do czoła.
-Impreza? Ile wypiłaś? - droczył się, doskonale znając odpowiedź.
-Nic nie piłam. - mruknęłam, wpatrując się w sufit.
-Ale nowość. - stwierdził sarkastycznie. -Coś ciekawego się działo na imprezie?
-Pomijając fakt, że zostałam wepchnięta do basenu to wszystko ok. - powiedziałam okrawając wydarzenia wczorajszego wieczoru, a raczej nocy. Nie mogłam mu powiedzieć o sytuacji z Justinem.
-Co za chuligan wepchnął do basenu moją małą Lae? - udał głos "macza". Jak my to zawsze mówiliśmy. Nie potrafiłam opanować parsknięcia śmiechem.
-Spokojnie Justin już dał im do zrozumienia, że więcej ni przyjdą do niego na imprezę. - wypaliłam nagle. NIE. NIE. NIE. LEA TY GŁUPIA PAPLO!
-Justin? A jednak gadacie ze sobą? - teraz już z tego nie wymknę.
-Bo to była jego impreza, myślę, że każdą dziewczynę by tak obronił. - zakręciłam kosmyk moich blond włosów w okół palca. Matt przez chwilę nie odpowiadał przez co z poddenerwowania przygryzłam środek policzka.
-Lea, kogo ty oszukujesz sama ostatnio powiedziałaś, że ten chłopak zachowuje się jak dupek, a teraz nagle Ciebie broni? Zależy mu tylko na pójściu z tobą do łóżka. Powinnaś znaleźć sobie chłopaka, który będzie Cię szanował zawsze, a nie chciał tylko wykorzystać. - kolejny do kolekcji osób, które przestrzegają mnie przed Justinem. Nie mam pojęcia o co ludziom chodzi. Przecież Justin ma dziewczynę. Zabawne jest to, że Matt nie widział go nawet na oczy a już twierdzi tak samo jak Shay.
-Chciał po prostu pomóc. - odpowiedziałam z drobną nutką złości.
-Ta jasne. - mruknął niezadowolony. -Zaraz mi jeszcze powiesz, że był taki miły i pożył Ci ubrania, żebyś niezmarzła. - dodał rozzłoszczony. Może to głupie, ale potrafię zorientować się kiedy Matt jest zły bez jakiejkolwiek zmiany tonu w jego głosie.
-No to nie mówię. - odparłam zdecydowanie ciszej.
-Lea. - mruknął.
-Skończmy temat.  - powiedziałam niezadowolona. Nie chcę dalej ciągnąć tematu Justina. Nie wiem nawet jakim cudem tak niekontrolowanie wyleciało mi to z ust.
-Jak Ci minął pierwszy tydzień szkoły? - spytał najwidoczniej godząc się na zmianę tematu.
-Dobrze nie mogę narzekać. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. -Od poniedziałku zaczynam wolontariat. -dodałam bawiąc się wciąż włosami.
-Czyli przeprowadzka nie zmieniła twoich planów?
-No jasne, że nie. - odpowiedziałam bez wahania. Bardzo nie chciałam się przeprowadzać to prawda, ale wiedziałam, że muszę, jednak to nie zmieniło mojego celu, do którego brnę od dziecka.
-To dobrze. - mruknął ciszej. Dalsza rozmowa tak na prawdę składała się z opowieści Matta o tym co dzieje się w Seattle. Nie sądziłam, że tak wiele może się zmienić w przeciągu tygodnia. Przed północą skończyłam rozmawiać i udałam się spać, bo byłam okropnie zmęczona.


*

Obudziły mnie niechciane promienie słońca, wdzierające się przez moje niezasłonięte okno. Jęknęłam cicho wiedząc, że nie jestem wstanie spać w tym słońcu. Mruknęłam pod nosem kilka gróźb do słońca, ale nie posłuchało się mnie i nie raczyło przestawić swoich promieni na inny pokój. Wyjęłam telefon z pod poduszki, chcąc sprawdzić godzinę.
-Dziesiąta piętnaście nie jest źle. - powiedziałam sama do siebie, podnosząc się, przy czym ziewnęłam. Postawiłam stopy na zimną podłogę i ruszyłam do  łazienki aby umyć zęby. Po wyszczotkowaniu mojego uzębienia udałam się do kuchni w celu zrobienia sobie czegoś do zjedzenia.  Na blacie stołu znalazłam karteczkę od mamy, w której pisało, że pojechali na zakupy. Włączyłam radio, aby nie było tak przeraźliwie cicho w domu i zaczęłam robić sobie śniadanie. Postawiłam na jajecznicę. Po niecałych piętnastu minutach siedziałam przy stole z widelcem w dłoni. Przejrzałam Instagrama. Znalazłam profil Jeniffer. Nie mogłam się powstrzymać, przez przegrzebaniem jej galerii.
-Buty. Szminka, Torebka, Brzuch, Selfie. - zaczęłam wyliczać liczne zdjęcia gdy dostrzegłam coś co przykuło moją uwagę. Między innymi dodała zdjęcie z Justinem. Siedziała mu okrakiem na kolanach, całowali się i Justin oczywiście trzymał dłonie w jej spódniczce. Mi by było wstyd wstawiać takie zdjęcie. No ale Jeniffer najwyraźniej nie odczuwa czegoś takiego jak wstyd. Nie miałam ochoty w dalszym ciągu spożywać śniadanie, gdyż obrzydziła mi je Steel.
-Sama tego chciałaś Lea, nikt Cię o to nie prosił. - powiedziałam odkładając talerz na blat.
Nie miałam żadnych planów na niedziele, dlatego postanowiłam iść pooglądać telewizję. Rozsiadłam się wygodnie w fotelu. Sięgnąwszy pilota z stolika włączyłam telewizor i znudzona zaczęłam przełączać kanały. Nie było kompletnie nic co przykułoby uwagę, dlatego zostawiłam na pierwszym lepszym kanale z muzyką i znudzona przez dwie godziny oglądałam teledyski. Moja nuda dobiegła końca kiedy do domu przyjechali rodzice. Z zakupami w dłoni przekroczyli próg domu. Oczywiście zaczęłam im pomagać wnosić wszystkie zakupy.
-Cześć córciu. - do domu wszedł tata z papierowymi torbami.
-Dzień dobry. - odpowiedziałam, biorąc jeden z jego ciężarów, aby tyle nie dźwigał.
Rozpakowanie wszystkiego zajęło mi około dwudziestu minut, bo powiedziałam rodzicom, że ja to rozpakuję a oni mają w spokoju odpocząć.
-Jak Ci się podobało wczorajsze przyjęcie? - spytałam mamę, siedzącą przy stole w czasie kiedy ja zgniatałam papierowe torby.
-Było bardzo miło. - odpowiedziała, po czym upiła łyk wody. -Mamy całkiem przyjemnych sąsiadów.
-Lea jutro po szkole pojedziesz autobusem do szpitala bo nie mamy jak Cię odebrać. - stwierdził zrezygnowany tata.
-No dobrze, tylko musisz mi powiedzieć w jaki autobus mam wsiąść i gdzie wysiąść. - odpowiedziałam, siadając koło mamy przy stole.
-Próbowałem zmienić się na tą godzinę z kimś ale nikt nie chciał. - powiedział mężczyzna.
-Ok. - wzruszyłam ramionami. -Ja pójdę rozpakować swoje rzeczy, które mi doszły.
Wyszłam z pokoju i od razu pokierowałam się w stronę swojej sypialni. Bezpośrednio po wejściu do pokoju zabrałam się za układanie ubrań z kartonów, bo Holly nieźle mi tu wczoraj na rozwalała.
Nie układałam długo bo zaledwie godzinę. Cała niedziela była okropnie nudna. Nie miałam żadnych planów na dzień, a że pogoda była całkiem ładna, postanowiłam iść pobiegać. Wiem, że to nie jest moja mocna strona, ale raz na jakiś czas mi się nic nie stanie. Ubrałam krótkie, fioletowe spodenki, stanik sportowy,  białą bokserkę i wygodne buty do biegania. Spięłam włosy w kucyk i włożyłam słuchawki do uszu, uprzednio podłączając je do mojego iPoda. Uprzedziłam rodziców, że idę pobiegać. Rodzice oczywiście zaczęli panikować, że się zgubię. Wyszłam z domu i ruszyłam.
Biegłam stawiając równe kroki. Muzyka przyjemnie nakręcała mnie do dalszego biegu. Żałowałam, że nie biegam częściej bo to na prawdę przyjemne zajęcie. Mam na myśli oczywiście bieganie rekreacyjne, bo bieganie na lekcji wychowania fizycznego z nauczycielem na karku, który karze biegnąć szybciej nie należy do przyjemnych.
Przebiegłam na prawdę duży dystans. Gdyby nie mój zegarek na ręce nie zorientowałabym się, że biegałam już godzinę. Nie mam pojęcia jakim cudem mój organizm sobie z tym poradził. Szczerze mówiąc nie wiem nawet czy zdołam wrócić bo biegłam różnymi ulicami. Zdałam sobie sprawę gdzie jestem, kiedy dostrzegłam duży, drogi dom. Zaczęłam panikować, kiedy dostrzegłam chłopaka bez koszulki, grzebiącego przy swoim aucie. Niekontrolowanie moje nogi się zatrzymały na podjeździe domu Justina i nie chciały biegnąć dalej. SERIO ORGANIZMIE? Zmęczyłeś się dopiero teraz?
Zgięłam się w pół, kładąc dłonie na biodrach i zaczęłam oddychać głośno. Chłopak odwrócił się nagle w moją stronę i ujrzawszy mnie zrobił zdziwioną minę.
-Lea? Co ty tutaj robisz? - spytał, wycierając brudne dłonie w szmatkę.
-Biegałam. - podniosłam się do pozycji stojącej. Nie mogłam opanować oddechu. Jestem głupia. Po co mi było to bieganie? Odwołuję to. Nienawidzę biegać.
-Chcesz się czegoś napić? - spytał, lustrując mnie wzrokiem. Czy muszę wspominać, że oblizał usta przyglądając się mojemu obcisłemu ubraniu?
Skinęłam tylko głową. - Chodź. - chłopak zamknął maskę samochodu i wskazał dłonią, że mam za nim iść. Szczerze? Zaczęłam panikować. Po co tutaj się zatrzymałam, mogłam biegać w innej części miasta. jest przecież tyle domów a ja musiałam zatrzymać się akurat przed domem Justina. A co więcej on musiał być na podjeździe i to jeszcze bez koszulki. Jeśli dziewczyny się o tym dowiedzą to mnie zabiją. Powoli szłam za chłopakiem do domu, w którym byłam w piątek na imprezie i z którym nie mam zbyt dobrych wspomnień.
-Rozgość się. - szatyn puścił mnie przodem przez drzwi i zamknął je za mną kiedy weszłam do środka. - Nie zdejmuj butów.
-Jesteś sam? - spytałam, rozglądając się. Teraz ściany nie były obklejone od miziających się par. Wszystko było niesamowicie czyste. Nie było najmniejszego śladu po piątkowej imprezie.
-Tak, rodzice wyjechali na tydzień na Bahamy. - wzruszył ramionami.
-I zostawili Cię samego? - spytałam, podnosząc brwi.
-Jestem dorosły, wiedzą, że sobie poradzę. - zaśmiał się z mojej reakcji.
Usiadłam przy wysepce w kuchni, a Justin w tym czasie grzebał w lodówce.
-Co chcesz? - spytał pokazując na rozmaite napoje.
-Wody. - mruknęłam pod nosem. Czułam się skrępowana. Co ten chłopak sobie o mnie pomyśli. Kolejna durna laska, która biega do niego.  Szatyn postawił przede mną szklankę i wodę abym mogła sobie nalać.
-Dziękuję. - powiedziałam, odkręcając butelkę.
-Nie ma za co. - puścił do mnie oczko.
-Lubisz biegać? - spytał, siadając obok mnie.
-Szczerze powiedziawszy dzisiaj biegałam pierwszy raz. - zaśmiałam się, przez co chłopak mi zawtórował. Ma piękny uśmiech.
-Tak sama z siebie?
-Nudziło mi się. Nie znam zbyt wielu osób tutaj. - mruknęłam po czym upiłam łyk wody z szklanki.
-A Shay i Holly? - spytał, przyglądając mi się. Tak jest czemu się przyglądać. Wciąż jestem czerwona jak burak.
-Były wczoraj u mnie na przyjęciu dla sąsiadów. Chciałam, żeby trochę odpoczęły ode mnie. - wzruszyłam ramionami.
-A Naill? - wypalił nagle. W tym momencie poczułam ciepłą ciecz, płynącą w stronę moich ust. -Cholera Lea. - chłopak nagle zerwał się z miejsca i ruszył w kierunku ręczników papierowych, stojących na blacie kuchennym. Dotknęłam palcem mokrego miejsca i zorientowałam się, że to krew. Justin usiadł na wcześniejsze miejsce i zaczął wycierać krew, wypływającą z mojego nosa. Wpatrywał się w moje oczy, a ja w jego. Kontakt wzrokowy sprawił, że w moim brzuchu małe elfy zaczęły wywijać fikołki. Nie wiedziałam jak mam się czuć w tej sytuacji. Zawstydzona? Nie chyba nie. Niemal w minutę, cały ręczniczek był zakrwiony i Justin musiał go zmienić na inny.
-Chcesz jechać do szpitala? - spytał przykładając papierek do mojej twarzy.
-Nie, nie trzeba. - odpowiedziałam. - To pierwszy raz, pewnie od dużego wysiłku. - wzruszyłam ramionami.
-Może jednak? - mówił troskliwie. Miał w oczach przerażenie. Widziałam to.
-Nie, na prawdę już jest ok. Powinnam już wracać do domu. - powiedziałam, schodząc z wysokiego krzesła, obitego skórą.
-Nie pozwolę Ci samej wracać. - oznajmił, tak jak ja wstając z krzesła. -Zawiozę Cię do domu.



---------------------
OK MAMY CAŁY ROZDZIAŁ!
Przepraszam, że tak późno, ale dopiero dzisiaj miałam dostęp do internetu, przez co nawet na asku nie odpowiadałam na pytania. Rozdział jest zdecydowanie urozmaicony. Mam nadzieję, że wam się podoba, bo ja teraz jestem z niego zadowolona. Mam ferie, dlatego postaram się odrobić straty i dodać jak najszybciej nowy rozdział.

28 komentarzy:

  1. Kochana rozdzial jest jak zawsze cudowny..zycze Ci jak najwiecej weny i zdrowia bo to podstawa.Nie przerazaj sie zbytnio hejtami :-D Kolorowych :-*

    OdpowiedzUsuń
  2. Szału nie ma staniki nie lataja kutasy nie stoja ! Ale nie jest najgorszy kochanie, zycze weny: * ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Luzik mała spadną. :*

      Usuń
    2. Hahha wiem, bo Wiem na co cie stać suczko.: *

      I tak cie kocham i ubóstwiam twoja zryta banie i to ff ❤❤❤💋

      Usuń
  3. Zgadzam sie z ostatnim komentarzem :) czekam na nastepnt! :* weny !!

    OdpowiedzUsuń
  4. Szału nie ma, ale bd lepiej!Weny kicia, do następnego!

    OdpowiedzUsuń
  5. Mi się rodział podoba, a więc także życzę ci weny i czekam na następny rozdział ❤

    OdpowiedzUsuń
  6. Każdy ma słabsze dni nie przejmuj się!! Życzę cudownej weny:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Faktycznie kupa haha XD ale też wiem co to znaczy :p czekam już na rozwój akcji z nią i z Justinem... Bo już 10 rozdział a tu taka rozklapiocha (?) niech się już coś między nimi stanie, tak BAAAAAAAAAAARDZO proszę :* życzę weny słoneczko :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej. Kiedy rozdzial?��

    OdpowiedzUsuń
  9. Jest już niedziela a rozdzialu nie ma dlaczego??
    Jak nie mozesz dodac rozdzialu z jakiegoś powodu mogłabyś po prostu napisac.

    OdpowiedzUsuń
  10. Fajny, ale mimo wszystko mam nadzieję, że w następnym będzie się więcej działo i oczywiście, że będzie więcej naszych slodziakow 😍 Do next ❤

    OdpowiedzUsuń
  11. Kiedy będzie nowy rozdział? Dodaj szybko, proosze! Najlepiej teraz ❤❤

    OdpowiedzUsuń
  12. Ej jest niedziela kiedy rozdzial

    OdpowiedzUsuń
  13. No i teraz jest bomba! Świetnie się rozkręca! Do następnego kicia! ♥️

    OdpowiedzUsuń
  14. To mi się podoba. Kocham ❤

    OdpowiedzUsuń
  15. Hahahhhah uwielbiam końcówkę, i wyobraziłam sb Justina grzebiacego bez koszulki w aucie!!!
    Mrau chce kolejny!!

    OdpowiedzUsuń
  16. To juz chyba jakies zarty. Moglabys cos napisac ze np brak weny czy cos����

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. NIE UMIESZ CZYTAĆ?!
      1.Dokończyłam ten rozdział.
      2.Napisałam wyraźnie, że to cały rozdział i proszę o przeczytania go po raz drugi, jeśli czytałeś\aś tamtą część.
      3.W mojej notce pod rozdziałem napisałam wyraźnie, że nie miałam internetu.
      Nie rozumiem o co masz pretensje.

      Usuń
  17. Świetny.... do nastepnego����

    OdpowiedzUsuń
  18. Niech się już coś dzieje, tak bardzo Cię błagam. Ja już tu nie wytrzymuje, no a rozdział, szczególnie 2 część świetny. :*

    OdpowiedzUsuń
  19. LoL , co tu się wyrabia XD Oj Lea ..

    OdpowiedzUsuń
  20. Ojacieee cudoooo kiedyy następny?

    OdpowiedzUsuń
  21. Kiedy następny?����

    OdpowiedzUsuń
  22. NIECH SIE ZACZNIE COS DZIAĆ Z NIMI BO JEST NUDNO

    OdpowiedzUsuń