sobota, 2 stycznia 2016

Rozdział 10 (Nieskończoność)

Wzięłam głęboki oddech i powoli podeszłam do chłopaka leżącego na łóżku. Dłonie zaczynały mi się pocić z poddenerwowania. Nie przeszło mi nawet przez myśl, że będzie chciał ze mną jeszcze rozmawiać. Szczerze mówiąc liczyłam na to, że kiedy wyjdę z łazienki jego nie będzie.
Przeliczyłam się. Przez cały czas uważnie się mi przyglądał, nie byłam w stanie podnieść wzroku, aby spojrzeć w jego czekoladowe oczy. Czułam się skrępowana, a serce waliło jakby miało zaraz wyskoczyć z piersi. Usiadłam niepewnie na kanapie ignorując słowa Holly. Bóg jeden wie ile dziewczyn kochało się tutaj z Justinem, nawet On pewnie nie jest w stanie tego określić.
-Chcia.... - chłopak zaczął mówić, ale oboje usłyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi. W głębi serca cieszyłam się, że nie muszę zostawać tutaj sama z tym chłopakiem, ale kiedy zobaczyłam kto wszedł do pomieszczenia spłoszona spuściłam wzrok. Skąpo ubrana blondynka na wysokich szpilkach. Opis ten mógł w pewnym sensie pasować do mnie, jednak Jeniffer była najbardziej zdzirowato ubrana z wszystkich dziewczyn na tej imprezie. Jej biała sukienka była z licznymi wycięciami przez co więcej sukienki nie było niż powinno być. Cóż, różne są gusta, bo Bieberowi najwidoczniej się podobało.
-Tutaj jesteś misiaczku. - Jeniffer przeszła pewnym siebie krokiem, stukając przy tym głośno szpilkami i usiadła na kolanach Justina, który dopiero co zdążył się podnieść.  -A ty co tutaj robisz? - spojrzała na mnie morderczym wzrokiem niczym kot na psa. Mogę przysiąc, że usłyszałam nawet ciche warknięcie.
-Nic, ja już muszę iść. - podniosłam powoli wzrok, krzyżując spojrzenia z szatynem. Miał dosyć typową dla niego minę. Jego czekoladowe oczy oprawione długimi rzęsami błyszczały jakby ze smutkiem, żalem, a może po prostu się mylę, jednak nie zabrakło przy tym jego cudownego uśmiechu, który był aż zaraźliwy. Odwzajemniłam delikatnie się rumieniąc, bo sposób w jaki patrzył na mnie przyprawiał mnie o ciarki na całej powierzchni mojego ciała, nie należące do największych.
Wstałam nic więcej nie mówiąc po czym wyszłam z pokoju. Nie miałam ochoty siedzieć w jednym pomieszczeniu z Steel i oglądając jak razem z Justinem niemal uprawiają seks na moich oczach. Podczas zamykania drzwi pośpieszyłam się za bardzo w skutek czego moje ciało wpadło na czyjeś inne. Przeprosiłam pod nosem, nie spoglądając nawet na kogo wpadłam, bo to ma złe skutki i zeszłam po schodach, chcąc znaleźć dziewczyny.
Stanęłam na balkonie przyglądając się sytuacji dookoła. To była typowa amerykańska impreza z tych wszystkich filmów dla nastolatków. Drużyna sportowa wiwatowała głośno podczas gdy dwóch, umięśnionych chłopaków w baseballówkach trzymało innego do góry nogami, a ten pił z rurki najprawdopodobniej piwo. Nie zabrakło nawet dmuchanej seks lalki latającej pomiędzy bawiącą się młodzieżą. Kiedy rozejrzałam się dokładniej dostrzegłam Holly i Shay siedzące przy basenie i kiedy dostrzegły mnie z jednoznaczną miną od razu podniosły się z leżaków, rzucając się w bieg do mnie. Co swoją drogą wyglądało na prawdę komicznie bo Shay biegnąca w szpilkach, a za nią Holly z ledwością utrzymująca się na nogach to niezapomniany widok.
-Lea, co ty masz na sobie? - Shay zmierzyła mnie wzrokiem, łapiąc za kant bluzki, którą pożyczył mi gospodarz.
-Justin dał mi te ubrania, żebym nie siedziała w przemoczonych. - wzruszyłam ramionami, spoglądając na Holly. Zdecydowanie za dużo wypiła.
-Cholera ty nawet bez makijażu jesteś śliczna. - stwierdziła Holly, przyglądając mi się. Nic nie odpowiedziałam, bo dziewczyna była po prostu pijana, dlatego postanowiłam tylko zaśmiać się pod nosem.
-Co ty tam robiłaś aż pół godziny? - powiedziała Shay spoglądając na ekran swojego iPhone 6 z casem w kształcie króliczka. Nie ukrywam, że jej go zazdrościłam. No ale kto nie lubi króliczków? - Jest już po północy.
-Że co?! - wyrwałam brunetce telefon z ręki i zszokowana spojrzałam na ekran, który informował, że jest już piętnaście minut po północy. -Ja muszę już iść. Obiecałam rodzicom, że wrócę o północy. - oznajmiłam, robiąc "kwaśną" minę, ponieważ w tej sytuacji nie było mi do śmiechu. Szlaban to ostatnia rzecz, którą chciałabym dostać.
-Chodź Holly, jedziemy. - Shay pociągnęła długowłosą brunetkę za łokieć.
-Jeszcze pięć minut. - jęknęła składając dłonie jak do modlitwy. Wyglądała jak mała dziewczynka prosząca o przedłużenie zabawy lalkami Barbie w wieczornej porze, co się zgadzało bo Shay odpowiedziała ostrym, rodzicielskim tonem.
-Nie, Lea będzie miała kłopoty jeśli nie zabierzesz swojego pijanego tyłka do samochodu.
-Lea, twoja torebka. - nagle tuż obok mnie zjawił się Chris trzymając moją różową torebkę w dłoni.
-Zupełnie o niej zapomniałam. Dziękuję. - odpowiedziałam, biorąc do rąk moją torebkę.
-Odwieźć Cię? - spytał, robiąc ten charakterystyczny ruch oczyma. Wiecie, o który chodzi? Chłopak próbuję Cię poderwać i zgrywać seksownego, a wychodzi przy tym jakby chciał się rozpłakać. W każdym razie tak właśnie wyglądał w tej chwili Chris.
-Nie, dziękuję. Shay mnie odwiezie. - uśmiechnęłam się delikatnie, zakładając pasek torebeczki na ramię.
-Na pewno? - spytał. Nie mam pojęcia czy on próbuje ze mną flirtować, czy rozmawia tak z każdą. To nie było to "sympatyczne" spojrzenie, które można rzucić każdemu. On ewidentnie mnie podrywał, jednak fakt, że jest to były chłopak Holly odpychał mnie od niego. Mam taką życiową zasadę. Nigdy nie będę chodziła z byłym przyjaciółki. Nie ukrywam schlebiał mi fakt, że jest mną zainteresowany, ale nie działają na mnie jego "uroki". Nagle zauważyłam jak Holly się wywraca i upada na tyłek.
-Holly już ma dosyć alkoholu we krwi. - zaśmiała się Shay. Lil pomógł jej podnieść dziewczynę z trawy.
-To my ją odstawimy do auta, a wy sobie jeszcze chwile pogadajcie. - czarnoskóry chłopak puścił do mnie oczko i odszedł z Holly pod ręką.
-Nie mogę, już muszę jechać, jestem spóźniona. - powiedziałam szybko na co chłopak odpowiedział zawiedziony.
-No dobrze, zobaczymy się później.
-Do zobaczenia i jeszcze raz dziękuję za torebkę. - stwierdziłam po czym udałam się w kierunku auta Shay.
Będąc już przy srebrnym samochodzie przyjaciółki wsiadłam na miejsce pasażera. Shay już siedziała za kółkiem a Holly marudziła coś pod nosem, że chce wracać.
Jechałyśmy sunąc kołami cicho po asfalcie. Można powiedzieć nawet, że w ciszy przez co odwróciłam się w kierunku bocznej szyby i zaczęłam analizować dzisiejszy wieczór.
-Co ty tam tak długo robiłaś z Bieberem? - spytała Shay, wracając do tematu.
-Nic, dał mi ubrania na przebranie. Później wysuszyłam sobie włosy i to tyle. - wzruszyłam ramionami. Nie chcę jej opowiadać o jego komplementach i próbie rozmawiania ze mną. "Znając" Skay ("znając" bo znamy się od niecałego tygodnia) byłaby zła.
-Na pewno? Nie proponował Ci przypadkiem nic dwuznacznego?
-Nie. -odpowiedziałam, ponownie wzruszając ramionami.
-Może nie zorientowałaś się jak to robił? Jest bardzo przebiegły. - mruknęła pod nosem.
-Jak mówi, że nie to nie. - jęknęła Holly, broniąc mnie mimo jej stanu. -A teraz zamknij ryj bo jak Ciebie słucham to chce mi się rzygać. - dodała na co nie mogłam ukryć parsknięcia śmiechem. Shay najwyraźniej poczuła się zażenowana, ponieważ na jej policzki wkradły się delikatne rumieńce.
Resztę drogi nikt poza wstawioną Holly się nie odzywał. Kiedy zobaczyłam morelowy dom, z chevroletem stojącym na podjeździe poczułam ukłucie w brzuchu. A zapalone światło w kuchni to wszystko spotęgowało.
-Dzięki za imprezę, wpadniecie jutro, tak? - powiedziałam trzymając klamkę drzwi samochodowych przed otworzeniem ich.
-Jasne. - odpowiedziała Shay. Ucałowałam dziewczyny na pożegnanie i wysiadłam z auta. Moment, w którym moje stopy zderzyły się z zimnym chodnikiem nie należał zdecydowanie do moich ulubionych. Moje, cudowne, różowiutkie szpilki zostały w domu Justina, bo wyglądałabym komicznie w za dużych ubraniach sportowych i szpilkach. Krzyknęłam jeszcze "Paa" po czym zamknęłam drzwi od samochodu i ruszyłam w kierunku drzwi wejściowych. Oczywiście kiedy szłam po schodkach na ganek zaskrzypiały, przez co nawet pies sąsiadów zaczął szczekać. Drzwi jak się domyślałam były otwarte, a że jako jedyna z domowników wychodziłam zaraz po wejściu do środka zamknęłam je na klucz. Potuptałam w kierunku kuchni, uprzednio rzucając torebkę na komodę. Przy stole siedziała moja mama w szlafroku i puchatych kapciach, pijąc herbatę miętową (jak to ma w nawyku przed snem) i czytając gazetę. Jaki jest sens czytania gazetę wieczorem, gdy rano dostanie się następną.
-Leo Isabello Jones, spóźniłaś się. - powiedziała na wstępnie mierząc mnie wzrokiem. - I co ty masz na sobie?
-Przepraszam mamo, ale pewien chłopak przypadkowo padł na mnie przez co wpadłam do basenu, a Justin dał mi te ubrania, żebym się nie przeziębiła. - opowiedziałam historię dzisiejszego wieczoru.
-To miło z jego strony. - stwierdziła łagodniejszym tonem.
-Wiem mamo, że szlaban mnie nie ominie, ale proszę bądź wyrozumiała. - podeszłam całując ją w policzek i tuląc się do niej.
-Jutro budzę się o ósmej, pomagasz mi przy przyrządzeniu jedzenia i wieczorem zmywasz naczynia. - stwierdziła, na co odetchnęłam z ulgą.
-Dobrze mamo, a teraz pozwól, że pójdę spać bo padam ze zmęczenia. - uśmiechnęłam się do kobiety szeroko, co odwzajemniła.
-Nie czuję od Ciebie alkoholu, cieszę się. - oznajmiła radośnie.
-Wiesz przecież, że nie piję. - wzruszyłam ramionami. -Dobranoc mamo. - dodałam, opierając się o framugę drzwi wejściowych.
-Dobranoc.


*

-Lea pobudka. - usłyszałam ciepły, kobiecy głos. Otworzyłam powoli oczy, zdając sobie sprawę, że już muszę wstać. -Kochanie już ósma.
-Wstaję mamo. - odpowiedziałam, a może raczej cicho jęknęłam, rozłączając tą jakże piękną miłość jaką była moja twarz i poduszka.
-Za piętnaście minut widzę Cię na śniadaniu. - stwierdziła, puszczając do mnie oczko, po czym wyszła. No jak to mama nie odpuściła sobie podniesienia rolet, tym samym wpuszczając promienie słoneczne do mojego pokoju. A może to dobrze? Jak można spać kiedy mamy taki piękny poranek?
Sprawdziłam na moim kochanym iPhonie czy ktoś napisał. Kochanym, ponieważ zarobiłam na niego sama, dlatego jest dla mnie bezcenny. Spojrzałam tylko, że mam kilka wiadomości od znajomych i włożyłam na stopy liliowe kapcioszki, a następnie udałam się do łazienki.
Rutynowa toaleta zajęła mi dziesięć minut, przez co w pokoju zarzuciłam na siebie w pośpiechu jeansowe szorty i różową bokserkę. Można powiedzieć, że gotowa zeszłam na dół z telefonem w dłoni. Tam czekała na mnie miska płatków, jakiś napój i tata pijący, zaspany kawę.
-Dzień dobry tato. - podeszłam do mężczyzny, chcąc ucałować go w policzek na przywitanie.
-Dzień dobry. - odpowiedział, z uśmiechem. -Jak się spało mojej królewnie? - spytał spoglądając na mnie, kiedy siadałam na swoje miejsce.
-Dobrze. - wzruszyłam ramionami, biorąc do ręki łyżkę.
-Fajnie było na tej imprezie? - patrzył się na mnie podejrzliwie. Pewnie myśli, że mam kaca.
-Nie licząc mojego spotkania z basenem, to tak. - zaśmiałam się pod nosem.
-Marku nie musisz jej się tak przyglądać, nie piła wczoraj. Obwąchałam ją. - oznajmiła mama, wchodząc do kuchni z kilkoma owocami w ręku.
-Masz szczęście. - stwierdził tata pokazując na mnie palcem.
-Nie szczęście tylko rozum. - zachichotałam, drocząc się z ojcem.
Zaczęłam przeglądać w telefonie różne platformy społecznościowe. Przejrzałam Facebooka, po odpisywałam na wiadomości, po czym weszłam na Instagrama. Uśmiechnęłam się pod nosem, widząc zdjęcie, które dodała Shay. Nawet nie wiem kiedy je zrobiła, ale nie wyszłam najgorzej. Kiedy przejrzałam powiadomienia przeczytałam jedno, które aż prosiło się o przygryzienie wargi przy nim. Justin Bieber mnie zaobserwował. Weszłam w jego galerię, będąca swoją drogą bogatsza niż jego Facebook. Nawet nie zorientowałam się, że zdążyłam zjeść całą miskę płatków, bo znakiem tym było zatarcie łyżką o dno szklanej miseczki, w kwiaciaste wzory.
Zablokowałam telefon, odłożyłam go na blat stołu i włożyłam miskę do zmywarki, a łyżkę po prostu obmyłam w kranie i wstawiłam do ociekacza.
-Lea, pokrój te warzywa. - stwierdziła mama pokazując na przeróżne warzywka leżące na szafce.
-Ok. - odpowiedziałam, po czym umyłam ręce i zabrałam się za krojenie. Nudziła mnie cisza, więc udałam się po kabel, dzięki któremu mogłam się podłączyć pod wierzę stereo. Miałam to szczęście, że razem z mamą posiadamy ten sam gust muzyczny i nie miała problemów z tym co słucham. Mama piekła szarlotkę, ja robiłam szaszłyki. Mama mieszała w misce sałatkę, a ja marynowałam steki.
Mama gadała o jedzeniu i o gościach, których zaprosiła,a ja nie słuchałam tego co mówi tylko myślałam o czekoladowych tęczówkach, muskularnego szatyna z tatuażami.
-No szlag mnie zaraz jasny trafi. - usłyszałam głos, wyrywający mnie z rozmarzeń.
Odwróciłam się i dostrzegłam tatę z ubrudzoną koszulką, rękoma i twarzą od jakiejś czarnej substancji.
-O matko! Co Ci się stało? - mama od razu pobiegła do taty.
-Chciałem wyczyścić ten składzik stojący na tyłach działki. Znalazłem tam grilla, chciałem go wyciągnąć ale jest tak zastawiony, że jedyne co to ubrudziłem się. - powiedział trzymając dłonie w powietrzu, aby nic więcej nie pobrudzić.
-Jak dziecko po prostu. - mama wyjęła jakiś ręczniczek z szafki i rzuciła nim w ojca. - Zrobimy ognisko. Mamy stelaż do pieczenia. - wzruszyła ramionami.
Zignorowałam ich dalszą potyczkę i zaczęłam wyobrażać sobie co by było gdybym zaprosiła na dzisiejsze przyjęcie Justina. No ale zaraz potem przypominało mi się kazanie Shay, a ona też dzisiaj będzie, dlatego to wyrzuciłam sobie kompletnie z głowy.
Nuciłam pod nosem kolejne piosenki i robiąc kolejne potrawy, aż w końcu po sześciu godzinach siedzenia w kuchni przy garach mama powiedziała, że mam jeszcze tylko udekorować babeczki. Zajęło mi to około pół godziny.
Kiedy skończyłam czyścić po sobie poszłam na balkon zobaczyć jak tata sobie radzi. O dziwo wyjął tego grilla i wyczyścił go.
-Jestem pełna podziwu. - stwierdziłam, spoglądając na tatę, ścierającego pot z czoła.
-Koszulka poszła do wyrzucenia ale mamy grilla. - zaśmiał się, pokazując dłońmi.
-On jest po poprzednich właścicielach? - spytałam, zakładając ręce na piersi.
-Tak, ale spokojnie to był dom mojego znajomego. - wzruszył ramionami, uśmiechając się.
O godzinie szesnastej udałam się do pokoju, aby uszykować strój na dzisiejszy dzień. Najchętniej ponownie ubrałabym bieliznę mamy Justina bo wyglądała świetnie, ale to nie higieniczne, Zaśmiałam się pod nosem z własnej głupoty po czym otworzyłam szafę. Postawiłam na skromność dlatego wybrałam zwiewną sukienkę w kolorze pudrowego różu.
Po doborze bielizny poszłam pod prysznic. Kiedy moja skóra i włosy były już suche ubrałam na siebie przygotowane rzeczy. Cały czas w głowie krążyła mi jakaś piosenka, której za wszelką cenę nie mogłam sobie dokładnie przypomnieć. Po nałożeniu delikatnego makijażu wróciłam do swojego pokoju. Postanowiłam zadzwonić do Matta i opowiedzieć mu o mojej wczorajszej historii, jednak nie zdążyłam bo usłyszałam dzwonek do drzwi, a mama kazała mi zejść kiedy usłyszę pierwszy dzwonek. Dlatego zabrałam telefon i z dosyć marnym humorem zeszłam na dół do rodziców i gości.
-Sophi poznaj proszę moją córkę Lea. - od razu wypaliła mama, gdy dołączyłam do nich.
Przede mną stała starsza kobieta, którą już kojarzyłam.
-Śliczna z Ciebie dziewczyna oznajmiła kobieta. Uśmiechnęłam się blado.
Oby ten wieczór nie ciągnął się w nieskończoność...


-----------------
Przybywam do was z nowym rozdziałem, o który leciały już hejty na asku.
W każdym razie nie dodałam rozdziału wczoraj bo byłam w szpitalu.
Ten kto jest największym debilem świata i musiał mieć płukanie żołądka po sylwestrze podnosi dłoń >>JA<<
Nic nie obiecuję, ale jeśli mi się uda to może dodam następny w środę.
 Próbując sprostować osoby, które czytały moje poprzednie opowiadanie wiedzą, że dodawałam rozdziały regularnie, ale zdarzały się takie wypadki jak dzisiaj. Podsumowując dziękuję serdecznie tym, którzy nie wzięli mnie za najgorszą. Mam nadzieję, że rozdział się wam podobał. Liczę na komentarze.
Całuski xoxo

PS. ZAPOMNIAŁABYM!
Nie miałam okazji złożyć życzeń świątecznych bo ciągle byłam na wyjazdach, dlatego późno ale jednak. Chciałabym wam życzyć wszystkiego dobrego, aby wasze wszystkie marzenia się spełniły. Dużo zdrowia, radości, prawdziwych przyjaciół. <3

24 komentarze:

  1. I nie bylo żadnej scenki z Jussem i Lea... Szkoda. I tak to kocham ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział jak zwykle! Szkoda, że Jennifer musiała wszystko zepsuć..jak zwykle. Do następnego ♥️

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowne opowiadanie, uwielbiam je czytac ♥♥ mam nadzieje że po sylwestrowym szaleństwie wena bedzoe dopisywac :p całuski ♥♥ kocham tego bloga ♡♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci szczerze, dzisiaj pisało mi się bardzo przyjemnie i wydaje mi się, że pisałam jakoś w inny sposób. Zauważyłaś może? ♥

      Usuń
  4. A byłoby już wszystko dobrze gdyby nie Jennifer cholera no głupia..... Do następnego

    OdpowiedzUsuń
  5. Suuper... Aww kocham.to...Jestes Najlepsza :* <3

    OdpowiedzUsuń
  6. No Justin straciłeś taka okazje (*^﹏^*) podziękuj Jeniffer: 3 ze ci spieprzyła wieczór └(^o^)┘

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeniffer wszystko zepsuła... Chociaż moze to oślepiaj? Przynajmniej Lea nie wylądowała z nim w łóżku :) Fajny rozdział . Jak samopoczucie ? Ok sie czujesz ? Cos takiego zrobiła ?XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj , zamiast oślepiaj miało być lepiej :/ Głupi autosłownik w telefonie XD

      Usuń
    2. Czuję się dobrze. :3
      Miło, że pytasz. Przepiłam się. XD
      Z pytankami proszę na aska. ♥

      Usuń
  8. Boze, kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  9. suupcio licze ze dodasz dzis rozdzial... :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Najlepszy. Kocham ;*

    OdpowiedzUsuń
  11. Fajnie piszesz można się wciągnąć :) Czekam na nexta :D Powodzenia :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Jezu cudowny, dodaj szybko nowy, kocham tak bardzo to opowiadanie jak i. Twoje zakończone JBIYD <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Bd dzisiaj rozdział ❤

    OdpowiedzUsuń
  14. I jak zwykle nie ma rozdziału :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Straszne...jak autorka będzie miala czas to doda i mysle,ze zarowno ona jak i inni czytelnicy nie potrzrbuje tu takich glupich komentarzy. Buziaczki:***

      Usuń
    2. Nie wiem czy zauważyłeś/aś ale od trzech tygodni dodaje rozdziały w soboty, co więcej dodaję je przed północą.

      Usuń
    3. ej no kiedy dodasz??

      Usuń