piątek, 4 grudnia 2015

Rozdział 6 ( Lizus )

Rodzice spojrzeli na mnie z miną, której kompletnie nie potrafiłam rozszyfrować. Przełknęłam głośno ślinę, czekając na ich odpowiedź.
-Z kim masz zamiar tam pójść? - ojciec mówił tym poważnym ojcowskim tonem.
-Z Shay i Holly. - odpowiedziałam, zakładając kosmyk włosów za ucho. Wciąż czułam to ukłucie w brzuchu. Nie lubiłam niezręcznej ciszy pomiędzy mną a rodzicami.
-Jeżeli przedstawisz nam je przed wyjściem to może się zgodzimy. - stwierdziła mama, po wymienieniu spojrzeń z tatą.
-Bardzo mi zależy, cała klasa tam będzie. - uśmiechnęłam się szeroko, próbując ich namówić.
-No dobrze, ale o dwunastej w nocy masz być w domu. - powiedziała sucho.
-Dziękuję. - wstałam i ucałowałam rodziców w geście podziękowania. Oboje uśmiechnęli się mówiąc pod nosem "nie ma za co".
-Lea, ufamy Ci. Nie zawiedź naszego zaufania. -  tata spojrzał na mnie z byka.
-Znacie mnie przecież. - zachichotałam pod nosem. Rodzice jak to rodzice, troszczą się aż za bardzo.


*

Następnego dnia rano obudziłam się godzinę później niż zwykle, bo tego dnia lekcje zaczynam na godzinę dziewiątą i zaczynam godziną z wychowawcą. Wybrałam starannie strój do szkoły. Postawiłam ubrać rurki z średnim stanem w kolorze khaki, sięgające przed kostki oraz białą, luźniejszą bluzkę z kieszonką na lewej piersi oraz podwiniętymi rękawkami, natomiast na stopy ubrałam czarne mokasynki ze skóry. Kiedy na twarz nałożyłam odpowiednią ilość makijażu, rozczesałam dokładnie włosy i zapakowałam rzeczy w torebkę zeszłam do kuchni na śniadanie.
-Mamo dzisiaj nie musisz mnie odwozić. Myślę, że pamiętam już drogę. - oznajmiłam, widząc przy blacie kuchennym rodzicielkę. Jak zawsze robiła mi śniadanie. Ucałowałam blondynkę w policzek po czym nalałam do czystej szklanki soku pomarańczowego.
-Oj córeczko, do końca tygodnia będę Cię jeszcze odwozić do szkoły i przywozić do domu. Wolę mieć pewność, że pamiętasz drogę. - poinformowała, stawiając na swoim.
-Oh mamo. - zachichotałam, kładąc torebkę, na krześle.
-Miło widzieć twój uśmiech. - stwierdziła, kiedy usiadłam przy stole. Była ubrana w ołówkową spódniczkę, sięgającą przed kolano, opinającą się na jej krągłych biodrach. Do tego biała koszula oraz granatowa marynarka.
-Ładnie wyglądasz.  - stwierdziwszy, upiłam łyk soku z szklanki.
-Dziękuję, kochanie. Ty też. - rzuciła kątem oka w na mój strój.
-Dziękuję. - odpowiedziałam, delikatnie się rumieniąc. -A tata już w pracy? -dodałam, bawiąc się świecznikiem.
-Tak pojechał przed ósmą. - stwierdziła krótko. Odwróciła się w moją stronę z talerzem w dłoni, na którym było świeże pieczywo z sałatą, pomidorem oraz przyprawami. Dokładnie tak jak lubię.
-Ok. - mruknęłam pod nosem. Skinęłam głową w geście podziękowania, gdy mama postawiła przede mną na stole śniadanie.
-Rozpieszczasz mnie mamusiu. - jęknęłam z zadowoleniem.
-Tak idealne dziecko warto rozpieszczać. - kobieta puściła do mnie oczko.
-Mamo, bo popadnę w samozachwyt. - zaśmiałam się. Kobieta odwzajemniła cichym chichotem. Kanapki były pyszne, z resztą jak wszystko w wykonaniu mojej mamy. Jej dania są najlepsze na świecie. Przed wyjściem użyłam moich ulubionych perfum, wrzuciłam je do torebki. Z telefonem w dłoni i torebce przewieszonej przez ramię wyszłam z domu. Mama zamknęła drzwi na klucz, a ja w tym czasie wsiadłam do naszego samochodu. Kobieta po chwili do mnie dołączyła.
-Tak sobie pomyślałam, że może w sobotę urządzimy przyjęcie. Zaprosimy sąsiadów, ty możesz zaprosić swoje nowe przyjaciółki. - powiedziała, zapinając pasy gdy już siedziała za kierownicą.
-Myślę, że to świetny pomysł. - posłałam jej szczery uśmiech.
-Cieszę się. - stwierdziła odpalając silnik, wprawiając tym samym samochód w ruch.
-Tata mi powiedział, że będziesz wolontariuszką w szpitalu.
-Tak chciałabym. - skinęłam głową. Kobieta nic nie odpowiedziała tylko prowadziła samochód w ciszy. Jedyny dźwięk, który można było usłyszeć to opony gładko jadące po powierzchni asfaltu.
Schowałam telefon do torebki, aby go nie zgubić. Gdy dojechaliśmy do placówki pożegnałam się z rodzicielką po czym wysiadłam z samochodu. Nie zauważyłam nikogo znajomego, dlatego przemknęłam niezauważenie do wejścia szkoły. Udałam się wprost do mojej szafki, przy której spotkałam Shay. Przywitałam brunetkę, aby ją przywitać.
-Hej Lea. - powiedziała odzywając się jako pierwsza.
-No hej, gdzie jest Holly? - spytałam uśmiechając się.
-Nie będzie jej dzisiaj. - stwierdziła po czym wydęła dolną wargę.
-Ooo, a coś się stało?
-Nie, po prostu mamy dzisiaj sprawdzian. - zaśmiała się, na co ja również parsknęłam śmiechem. Otworzyłam szafkę, wyjęłam z niej piórnik, który włożyłam wczoraj do środka.
-A właśnie. - klasnęłam dłońmi, na co Shay przerzuciła wzrok na mnie. -Rodzice się zgodzili na imprezę.
-To super, a gdzie haczyk? - spytała poruszając brwiami.
-Musicie wpaść i się przedstawić. - odpowiedziałam, zamykając szafkę.
-Nie ma problemu. - wzruszyła ramionami.
-Jest jeszcze coś. - mruknęłam niepewnie.
-Co takiego? - spojrzała na mnie lekko krzywiąc brwi.
-Mogłybyście przyjść do mnie w sobotę? Rodzice organizują przyjęcie dla sąsiadów. - powiedziałam, poprawiając torebkę na ramieniu.
-Ja chętnie przyjdę. - uśmiechnęła się sympatycznie. Jak ja dziękuję Bogu, że tego dnia wpadłam na Shay a nie na Jeniffer.
-Super, dziękuję. - uścisnęłam dziewczynę. Wiem, że mamie będzie bardzo miło.
-Gdzie masz lekcje? - spytała.
-Teraz mam godzinę wychowawczą z Panem Jacksonem. - mruknęłam, odgarniając włosy z twarzy.
-O ja też! - dziewczyna pisnęła z podekscytowaniem. - Jesteśmy w tej samej klasie!
-Naprawdę?! - nie mogłam powstrzymać się od pisku.
-Tak! Nie zgadniesz kto jeszcze jest w naszej klasie. - kołysała się jak mała dziewczynka.
-Holly?
-To też, ale nie o niej mowa. - zachichotała. - Bieber i Chris też chodzą do naszej klasy.
Wtedy mój uśmiech zmalał. Świetnie. -Coś nie tak? - spytała przyglądając się mojemu grymasowi na twarzy.
-Siedzę z nim na matematyce. - jęknęłam z niezadowolenia.
-Ciesz się, wiele dziewczyn dałoby sobie palec uciąć, żeby koło niego siedzieć. - zaśmiała się Shay. - Ale uważaj na niego. To straszny podrywacz i bierze do łóżka wszystko co ma dziurę i cycki.
Nie mogłam powstrzymać śmiechu, przez dobór słów brunetki.
-Jesteś niemożliwa. - poklepałam dziewczynę lekko po ramieniu.
-Nie śmiej się, taka jest prawda. Pewnie zaraz zacznie się przystawiać do Ciebie. - pokazała dłonią w moją stronę. -Najlepiej trzymaj się od niego z daleka a oszczędzisz sobie cierpienie. Ten typ chłopaka się nie zakochuje. - skończyła swoją ostrzegawczą przemowę.
-To miło, że się o mnie troszczysz, ale możesz być spokojna. Nie mam zamiaru zbliżać się do niego. - odpowiedziałam po czym oblizałam usta.
-I bardzo dobrze, kobiety nie potrzebują facetów. Jesteśmy samowystarczalne. - zarzuciła dumnie włosami.
-No jak kto woli. - stwierdziłam. Udałyśmy się w stronę naszej klasy. Kiedy stanęłyśmy przed drzwiami klasy zadzwonił dzwonek na lekcję. Weszłyśmy do środka i Shay pokazała mi miejsce, które jest wolne. Trzeci rząd, środkowa ławka.
Do klasy wszedł mężczyzna z szpakowatymi włosami. Na oko miał około czterdziestu pięciu lat. W dłoni trzymał kubek termiczny z jak mniemam kawą.
-Dzień dobry, zajmijcie swoje miejsca. - powiedział donośnym, męskim głosem na co wszyscy ucichli. -O Panna Jones, proszę podejdź do mnie na moment. - usłyszałam słowa nauczyciela, przez które podniosłam tyłek z drewnianego krzesła i podeszłam do biurka.
-Nazywam się Arthur Jackson. Od teraz jestem twoim wychowawcą. - ukłonił się lekko.
-Dzień dobry, miło mi Pana poznać. -odpowiedziałam, uśmiechając się.
-Może przedstaw nam się krótko. - pokazał gestem dłoni na klasę. Przełknęłam ślinę, czując się niezręcznie. Nie lubię tego typu przemówień.
-Mam na imię Lea. Przez całe życie mieszkałam w jednym domu w Seattle, dlatego przeprowadzka tutaj nie była dla mnie łatwa. Myślę, że jestem znośną osobom i nie będziecie mieli problemu z moim towarzystwem. - opowiedziałam, na co po sali rozszedł się cichy śmiech członków klasy.
-Nauczyciele Cię chwalili za dobre oceny. - wychowawca nawiązał temat.
-Staram się. - skinęłam głową.
-Za tydzień w środę odbywa się coroczne ognisko, zapraszamy. - oznajmił poprawiając okulary na nosie.
-Dziękuję, chętnie przyjdę. - stwierdziłam krótko, po czym udałam się do na swoje miejsce.
-Macie dzisiaj wolną lekcję, możecie robić co chcecie. - po tych słowach Pana Jacksona podeszło do mnie kilka dziewczyn.
-Cześć jestem Savannah. - jedna z nich, szatynka wyciągnęła w moją stronę dłoń. Wyglądała na sympatyczną, ale może się mylę. Różnie to z ludźmi bywa.
-Lea. - odpowiedziałam, podając dłoń. - Miło mi Cię poznać.
-Ja jestem Sky. - dziewczyna o czarnych jak smoła włosach i bladej skórze, ukucnęła przy mojej ławce.
-A ja Michel. - dodała kolejna. Była blondynką o zielonych oczach i piegach na nosie.
-Lea. - mruknęłam pod nosem.
-Opowiedz nam sobie.
- Co lubisz?
-Masz chłopaka?
-Chcesz się z nami przyjaźnić?
Za dużo pytań.
-Ej dajcie jej spokój. - stwierdził Chris na co trójka dziewcząt odeszła od mojej ławki.
Zachichotałam cicho pod nosem, szepcząc "dziękuję".
Chłopak był na prawdę przystojny.  Dopiero kiedy wrócił na swoje miejsce zorientowałam się, że siedzi w ławce za mną.
-Słyszałem, że idziesz w piątek na imprezę do Biebera. - zaśmiał się pod nosem, opierając łokcie na ławce.
-Zgadza się. - odpowiedziałam, odwracając się w stronę chłopaka.
-To dobrze, im więcej pięknych dziewczyn tym lepiej.  stwierdził, flirtując.
-Zawstydzasz mnie. - mruknęłam pod nosem, czując jak moje policzki się czerwienią w zawstydzeniu.
-Myślę, że z rumieńcami Ci do twarzy. - pokazał palcami na swoje policzki, na co wytknęłam w jego stronę język, przygryzając go zębami.
-Lizus. - dźgnęłam go palcem wskazującym w tors. Wtedy drzwi do klasy się otworzyły. Co wywnioskowałam z dźwięku, który rozszedł się po sali.
-Bieber, siema! - rzucił Chris. Justin podszedł do niego i przywitał się męskim "uściskiem" dłoni.
-Joo. - odpowiedział krótko, po czym zajął swoje miejsce. Spojrzałam na niego z zaciekawieniem. JA. SIĘ, CHYBA. SPALĘ. DZISIAJ. ZE. WSTYDU!
Chłopak spojrzał na mnie w tym samym momencie kiedy się w niego wpatrywałam i uśmiechnął łobuziarsko, przy czym puścił do mnie oczko. Spłoszona od razu odwróciłam się w stronę tablicy.
Wyjęłam z torebki książkę, którą miałam zamiar przeczytać. Przeczytałam około dwudziestu stron, kiedy zadzwonił dzwonek.
Schowałam książkę do torebki i pokierowałam się w stronę wyjścia. Z tego co się dowiedziałam Shay ma teraz lekcje gdzie indziej, dlatego ja pokierowałam się w swoją stronę.
Nie ukrywam, że przez cały czas, kiedy czytałam książkę na lekcji czułam czyjeś spojrzenie na sobie. Może mi się zdawało, a może po prostu reszta klasy przyglądała się nowej dziewczynie. Nie było to komfortowe, dlatego cały czas miałam wzrok wbity w lekturę.
Moją następną lekcją była sztuka. Przedmiot, który lubię, ale co w nim jest złego?
To kolejne zajęcia, które mam z Bieberem. Szlag.
Nauczycielka wygląda jak obłąkana. ubrana jest w dzwony, całe w kwiatowym wzorze oraz koszulę, sięgającą przed kolana. Na stopach ma rzymianki, a na szyi jakiś szal. Fryzura jest bardzo wylewna, bo jest nią natapirowany szop pracz, który tam utknął, a przynajmniej tak mi się wydaje. Tak jak na każdej lekcji, nauczycielka się mi przedstawiła, powiedziała co i jak.
Przedmiot u tej kobiety wydaję się być interesujący, tylko co tutaj robi Bieber?
-Będziemy dzisiaj mieli ćwiczenie. - powiedziała nauczycielka. -Nikt z was nie zapyta jakie?  - rozejrzała się po klasie. -No dobra i tak wam powiem. W tym pudle mam dwadzieścia ananasów. Będziecie z nimi rozmawiać. - stwierdziła, zakładając ręce na piersi.
Nie mogłam powstrzymać cichego parsknięcia śmiechem. Ruda nauczycielka rozdała ananasy. Każdy dostał po jednym. Mieliśmy trzymać go w dłoni opowiedzieć mu o swoim samopoczuciu.
-Nie będę tego robił. - usłyszałam oburzony głos.
-Owszem będziesz. - kobieta mówiła spokojnym tonem głosu.
-Nie jestem pierdolnięty, żeby to tego gadać. - wtedy zorientowałam się do kogo należy głos. Szatyn wstał sfrustrowany. Miał na sobie czarne spodnie z niskim krokiem, z matowej skórki oraz czarną bluzkę z podwiniętymi rękawkami, słoty łańcuch założony na szyi oraz czarne supry. Włosy miał idealnie ułożone.
-Wracaj. - powiedziała tym samym słabym głosem.
Chłopak rzucił pod nosem coś na kształt "Spierdalaj" i wyszedł z sali, trzaskając za sobą drzwiami.
-Ja rozumiem, że nie było miejsc na innych zajęciach, ale skoro już tutaj jest mógłby się dostosować. - kobieta wyrzuciła obie ręce w powietrze. -A teraz wracamy do lekcji.
Zaczęłam opowiadać ananasowi o moim samopoczuciu. W sumie to było ciekawe doświadczenie. Nigdy dotąd tego nie robiłam. Po sztuce znalazłam Shay i poszłam z nią na stołówkę na śniadanie. Wzięłam to co zwykle czyli sałatkę i wodę.
Zajęłyśmy tym razem we dwie to miejsce, co zawsze.
-Lea. - usłyszałam głos brunetki, kiedy przyglądałam się dzisiejszej zawartości sałatki.
-Hmm? - mruknęłam nie odrywając wzroku.
-Justin się na Ciebie cały czas patrzy. - stwierdziła na co podniosłam powoli wzrok i przeniosłam go na szatyna. Siedział przy stole obok Chrisa, Lila i jeszcze jakiś dwóch chłopaków, których nie znam. Nie odwrócił wzroku kiedy mój skrzyżował się z jego. Czułam, że moje serce wybija nierówny rytm, natomiast krew z całego ciała przepłynęła w moje policzki.



-----------------------
Witam serdecznie wszystkich na kolejnym rozdziale.
Mam nadzieję, że wam się podoba. Przepraszam wszystkich bardzo serdecznie. Nie mogłam dodać wczoraj rozdziału, choć bardzo chciałam. :(
Jestem mile zaskoczona ilością komentarzy. Bardzo mi miło z tego powodu i cieszę się niezmiernie,
Rozdziały będą dodawane regularnie co piątek. :*
Bardzo proszę o komentarze, bardzo mnie motywują. :*

15 komentarzy:

  1. No pewnie, że podoba ;) Uwielbiam to opowiadanie :D Hehe Justin się na nią patrzy. Może i jestem dziwna, ale nie mogę się pozbyć głupiego uśmieszku xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdzial genialny xD czekam na kolejny ^ ^

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny, poważnie ;x Czekam na następny :* /nixababy

    OdpowiedzUsuń
  4. Jest mega ! Zaczyna sie robić dobry jak twoj pierwszy blog :D bede tu stale zagladac ! Czekam na nastepny ♡ weny życzę ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Justin skanuje swoja ofiare!!
    Justin obczaja swoją ofiare!
    Justin zakochuje się w swojej ofierze! ♡♥♡♥


    I jestem happy └(^o^)┘└(^o^)┘ㄟ(≧◇≦)ㄏㄟ(≧◇≦)ㄏ

    OdpowiedzUsuń
  6. Megaa jak zawsze ! Czekam do piątku na kolejny ♥
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Naprawdę to uwielbiam ❤

    OdpowiedzUsuń
  8. Boski kocham Cię, kocham to opowiadanie !!!!!! Życzę Ci dużo wenyyyyyyyyyyy. Twoja czytelniczka :*******

    OdpowiedzUsuń
  9. Czyżby Justinowi podobała się Lea?
    Czekam z niecierpliwością na piątek i na kolejny rozdział, a tymczasem zapraszam na rozdział drugi http://friends-jbff.blogspot.com/ Pozdrawiam i do następnego! 😍

    OdpowiedzUsuń
  10. Już nie mogę doczekać się imprezy!*-* chce next!

    Buzi

    OdpowiedzUsuń
  11. nowy rozdział,mogę umierać,swietne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie umieraj kochanie!
      będzie ich jeszcze pełno. :*

      Usuń