środa, 4 listopada 2015

Rozdział 2 (Nie kojarzę Cię)

Następnego dnia ze snu wybudził mnie donośny dźwięk budzika. Powolnym ruchem ręki namacałam telefon i wyłączyłam nieznośny dzwonek. Schowałam twarz w dłonie, albo to właśnie dłonie położyłam na twarzy.
Nieważne.
Doskonale wiedziałam co mnie czeka, a właśnie ten dzień chciałam tak bardzo odwlec.
Powoli podniosłam się z łóżka, aby uniknąć bólu głowy, który przeszywa mnie zawsze, gdy zbyt gwałtownie się podniosę. Wysunęłam nogi z pod cieplutkiej kołdry stawiając je na dywanie. Wlokąc stopy dotarłam do okna i odsłoniłam zasłony, pozwalając przebić się porannym promieniom słońca do pomieszczenia. Jak co rano wykonałam kilka przysiadów na rozruszanie się. Stanęłam przed otwartą szafą, tępo wpatrując się w jej wnętrze. Kompletnie nie wiedziałam co ubrać. Ubiorę coś zbyt wyzywającego to już pierwszego dnia uznają mnie za puszczalską, z kolei jeśli ubiorę coś typu golf i jeansy uznają mnie za typową prymuskę, a tego nie chcę. Po dłuższej chwili zastanowienia wybrałam legginsy, białą bokserkę i jeansową kurtkę. To wydawało mi się najbardziej odpowiednie. Nie miałam książek, ani planu lekcji, dlatego do czarnej, skórzanej torby wpakowałam perfum, niewielki piórnik, chusteczki, kilka tamponów oraz strój na w-f na wszelki wypadek gdybym miała mieć dzisiaj te zajęcia. Z komody wyjęłam białą, koronkową bieliznę i ubrałam wszystkie przygotowane rzeczy. Przeszłam z mojego pokoju do łazienki, chcąc nałożyć delikatny makijaż. Spięłam włosy w kucyk, wyjęłam z kosmetyczki wszystkie potrzebne mi rzeczy i zabrałam się za robienie makijażu. Tak samo jak w doborze ubrań, bardzo uważałam na ilość produktów, które nakładałam na twarz. Niewielka ilość podkładu, odrobina korektora, maskara, delikatne podkreślone brwi. Rozpuściłam włosy po czym je dokładnie rozczesałam. Umyłam zęby, a później wróciłam do pokoju po torbę. Schodząc już po schodach słyszałam jakąś melodię dobiegającą z kuchni, a z nimi zapach świeżego bekonu. Uśmiechnęłam się pod nosem, wchodząc do pomieszczenia, w którym zastałam mamę najprawdopodobniej robiącą mi śniadanie.
-Dzień dobry, mamo. - przywitałam blondynkę, szczerym uśmiechem.
-Dzień dobry, Lea. - odpowiedziała, odwdzięczając się mi tym samym. - Jak się spało w nowym pokoju? - dodała, nakładając na talerz dwa plasterki smażonego bekonu.
-No powiem Ci szczerze, że łóżko jest niesamowicie wygodne. - stwierdziłam, siadając przy dużym, drewnianym stole.
-Cieszę się. Zjedz śniadanie i odwiozę Cię do szkoły, bo to akurat po drodze do mojej pracy. - mówiła, nalewając soku do szklanki.
-Dobrze. - odpowiedziałam krótko.
-Proszę. - powiedziała stawiając przede mną talerz z bekonem i jajecznicą.
-Dziękuję, ale nie musiałaś. - mruknęłam pod nosem, biorąc do prawej ręki widelec.
-To na polepszenie pierwszego dnia w szkole. - puściła do mnie "oczko".
-Uh, a już prawie zapomniałam, że idę do zupełnie nowego miejsca. - jęknęłam nieznacznie. -Ty masz łatwiej mamo, bo ty znasz chociaż szefa.
-Kochanie, ale innych pracowników nie znam. Do wszystkiego człowiek musi się przystosować.  - usiadła na miejscu obok mnie, z kubkiem kawy w dłoniach. - No, a teraz zajadaj, bo późnisz się do szkoły już pierwszego dnia.
Jadąc do szkoły myślałam, że żołądek wyjdzie mi gardłem. Dłonie trzęsły mi się jak nałogowemu alkoholikowi. Mama widziała jak bardzo się stresuję, bo co chwilę mnie uspokajała.
-Zapewne znajdziesz nowe przyjaciółki. - odezwała się, aby skończyć ciszę panującą między nami. Przemilczałam to. - A może poznasz jakiegoś miłego chłopca. - dodała, kończąc swoje przemyślenia.
-Mamo jeszcze bardziej mnie tym stresujesz. - mruknęłam, zakładając kosmyk włosów za ucho.
-Przepraszam. - szepnęła niemal niesłyszalnie.
Trzymałam w dłoniach telefon i wystukiwałam rytm jakiejś melodii na obudowie złotego iPhone.
-Daleko jeszcze? - spytałam, mając nadzieję, że odpowiedzią będzie tak.
-Nie. - a jednak moje nadzieje poszły na marne. - Zaraz za zakrętem jest placówka.
-Aha.
-Przyjadę po Ciebie po lekcjach, więc nie próbuj wracać do domu na pieszo, jeszcze nam się zgubisz, albo ktoś Cię porwie. Nie znamy przecież tego miejsca. - stwierdziła troskliwie. Była bardzo przewrażliwiona, ale zawsze kiedy razem z tatą tak mówili i byłam zdenerwowana ich nadopiekuńczością zaraz miałam przed oczyma sytuację, w której ja mam jedno dziecko, w dodatku córkę. Po tych przemyśleniach od razu cała złość mi przechodzi.
Przewróciłam teatralnie oczami, uśmiechając się.
-Dobrze mamo, będę czekała przed szkołą. - uspokoiłam kobietę. W tym momencie minęliśmy zakręt wjeżdżając na teren liceum. Wnętrze mojego brzucha przechodziło piekło.
-Cieszę się. To twoja nowa szkoła. - powiedziała zatrzymując auto.
-Dlaczego tu jest tak pusto? - spytałam nie widząc żywej duszy przed szkołą.
Mama spojrzała na zegarek, który widniał na jej lewym nadgarstku.
-Cholera, jakimś cudem spóźniłyśmy się dwie minuty. - mruknęła poirytowana. -Leć szybko, bo spóźnienie pierwszego dnia nie świadczy dobrze o nowym uczniu. - ponagliła mnie.
-Pa mamo, kocham Cię. - ucałowałam kobietę w policzek i wyszłam z samochodu.
-Ja Ciebie też, a i nie przejmuj się, będzie dobrze. - powiedziała, kiedy już zamknęłam drzwi, ale przez otwarte okno mogłam usłyszeć co mówi. Stanęłam, poprawiając torbę na ramieniu. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam w stronę wejścia do szkoły. Szczerze? To, że się spóźniłam jak najbardziej mi pasuje. Nie musiałam przechodzić przed całym stadem nowych twarzy. Weszłam do szkoły i na całe szczęście gabinet dyrektora, był na głównym, wejściowym korytarzu, więc nie miałam problemu ze znalezieniem go. Zapukałam dwa razy do drzwi, a gdy usłyszałam słowa "Proszę" weszłam do środka pomieszczenia.
-Dzień dobry, mam na imię Lea, jestem nową uczennicą. - powiedziałam miłym tonem.
-Witam ja nazywam się Richard Brown i jestem dyrektorem tego liceum. - podał mi rękę w geście przywitania. -Siadaj proszę. - pokazał dłonią na krzesło przed biurkiem, sam zaś usiadł w czarnym, skórzanym fotelu.
-Dziękuję. - mruknęłam pod nosem, siadając.
-Lea, Lea. - mówił przeglądając listę. - Lea Jones, tak?
-Tak, Panie Dyrektorze. - skinęłam głową.
-Przyszłaś odebrać książki, plan zajęć i szyfr do szafki? - spytał powracając do mnie wzrokiem.
Na oko miał około czterdziestu pięciu lat. Wyglądał tak typowo do każdego dyrektora. Garnitur, siwe włosy zaczesane do tyłu i okulary.
-Zgadza się. - odpowiedziałam, uśmiechając się.
Mężczyzna wstał z swojego jak mniemam wygodnego fotela po czym podszedł do szafki. Wyjął z niej stertę książek. Położył je przede mną na biurku, z szuflady wyjął plan lekcji i jakąś kartkę.
-Nie było miejsca na wszystkich zajęciach, które wybrałaś. Przeglądałem twoje oceny z poprzedniej szkoły. Radzisz sobie imponująco dobrze. To zaszczyt mieć taką uczennicę w szkole. - stwierdził z dumą.
-Dziękuję. - odpowiedziałam krótko.
-Wracając do tematu zajęć. Wybraliśmy dla Ciebie kilka innych zajęć, mam nadzieję, że odnajdziesz się w tych przedmiotach, a jeśli nie to przyjdź do mnie, Spróbujemy wcisnąć Cię jakoś do grup, które będą Ci odpowiadały. - powiedział wyjaśniając sytuację. -Oczywiście jeśli będziesz miała jakieś problemy poinformuj o tym wychowawce bądź mnie.
-Rozumiem. - skinęłam głową.
-A teraz idź na zajęcia.
Zabrałam stertę książek z biurka oraz kartki z planem lekcji i szyfrem. Książki były okropnie ciężkie. Dyrektor pomógł mi chociaż otwierając przede mną drzwi. Położyłam książki na ziemi i sprawdziłam na planie w jakiej sali mam teraz lekcje i jakie książki muszę zabrać.
-Biologia. - powiedziałam sama do siebie. Przejrzałam książki leżące na ziemi, a gdy znalazłam podręcznik od biologi schowałam go do torebki.  Podniosłam z ziemi podręczniki i udałam się przed siebie, szukając mojej szafki. Wyszłam za zakręt i bum znalazłam się na ziemi. Usłyszałam śmiech jakiejś dziewczyny. Rozejrzałam się dookoła siebie, próbując zorientować się co właśnie się wydarzyło. Przede mną leżała jakaś dziewczyna, wszystkie książki znalazły się na posadzce, a jakaś druga dziewczyna dosłownie zwijała się ze śmiechu stojąc tuż przy nas. Podniosłam się szybko i podałam rękę tej brunetce leżącej na ziemi.
-Może przestałabyś się śmiać i pomogłabyś nam? - spytała, otrzepując tyłek.
-No już idę. - nie przestała się śmiać, ale na szczęście pomogła nam podnieść moje książki.
-Dziękuję. - odpowiedziałam odbierając ostatnią książkę.
-Nie kojarzę Cię, jesteś nowa? - ta spokojniejsza dziewczyna spytała się lustrując mnie wzrokiem.
Nie wyglądała na typową amerykankę. Miała ciemną karnację, czarne włosy i węglowy kolor tęczówek.
-Tak, jestem nowa. Przepraszam, że na Ciebie wpadłam, nie zauważyłam Cię. - powiedziałam, mając nadzieję, że te dziewczyny nie wezmą mnie za kompletną niezdarę.
-Daj spokój, ja też mogłam bardziej uważać. - machnęła dłonią. - Jestem Shay, a ta debilka, która się cały czas zwija ze śmiechu to Holly.
-Lea. - odpowiedziałam, uśmiechając się.
-Może Ci pomożemy? - spytała Holly, łapiąc się za brzuch. Ta dziewczyna miała ciemne włosy do pasa, jasną cerę i i w ogóle obie wyglądały jak z okładki jakiegoś magazynu, bo były na prawdę śliczne.
-Jeżeli to nie problem to byłabym wdzięczna. - skinęłam głową. Shay wzięła ode mnie cztery książki, a Holly trzy.
-Jaki masz numer szafki? - spytała Shay.
-Yyy. - spojrzałam na kartkę z numerem. - G54.
-To zaraz obok naszych szafek. - zachichotała Holly. Już wiem, że jest bardzo roześmianą osobą.
-Chodź zaniesiemy książki, a potem pokażemy Ci gdzie masz lekcje. - kiwnęła głową brązowooka.
-Dziękuję. - odpowiedziałam idąc za dziewczynami.
-Skąd jesteś? - spytała Holly.
-Z Seattle.
-Czemu się przeprowadziłaś? - zadała kolejne pytanie, a Shay szturnęła ją ramieniem.
-Zawiąż w końcu ten niewyparzony język, może to jej prywatna sprawa. - powiedziała piorunując wzrokiem Holly.
Zaśmiałam się pod nosem.
-Firma mamy przeniosła się tutaj. - stwierdziłam, mówiąc prawdę.
-O tutaj jest twoja szafka. - Holly podbiegła do szafki. - Zobacz tutaj jest moja, a tutaj Shay. Uzupełniłaś naszą lukę pomiędzy szafkami.
-To dobrze? - poprawiłam kosmyk włosów opadający na moją twarz.
-No wydajesz się być fajna, więc myślę, że tak.
-Poprzednio tą szafkę miała taka dziewczyna, która zmieniła szkołę przez Holly. - stwierdziła Shay opierając się ramieniem o ścianę szafek. Odblokowałam kodem szyfrowym metalową szafeczkę, wsadziłam do środka książki, które trzymałam i ja i dziewczyny.
-Jaką masz teraz lekcję? - spytała długowłosa, podchodząc do mnie bliżej.
-Biologię. - pokazałam kartkę dziewczynie.
-Ok już wiem gdzie, chodź bo McCourtney jest ciętą profesorką. - dodała Shay.
-Bo nie ma ją kto wyruchać. - stwierdziła długowłosa, na co parsknęłam śmiechem.
Dziewczyny odprowadziły mnie pod salę, za co im podziękowałam. Na szczęście spóźniłam się tylko piętnaście minut na lekcję. Zapukałam do sali i weszłam do środka. Od razu wszystkie oczy przerzuciły się na mnie. Czułam, że się rumienię.
-Dzień dobry. Mam na imię Lea i przepraszam bardzo za spóźnienie, ale pogubiłam się. - usprawiedliwiłam się, a kobieta zdjęła okulary, mierząc mnie wzrokiem.
-Dzień dobry. Znajdź wolne miejsce i siadaj. - odpowiedziała oschłym tonem. Przejechałam wzrokiem po sali, próbując nie wpaść z nikim w kontakt wzrokowy. Ostatnia ławka była wolna, więc poprawiłam torbę na ramieniu, idąc na miejsce. Po sali rozszedł się szum szeptów, które nauczycielka od razu uciszyła krzykiem. Wyjęłam z torebki podręcznik od biologi, piórnik i usiadłam prosto. Widziałam jak co jakiś czas ktoś się odwraca, chcąc mi się przyjrzeć. Nie czułam się komfortowo w tej sytuacji, ale to chyba normalne. Lekcja na szczęście minęła szybko, bo wykonywaliśmy karty pracy z tematów, które przerobiłam w poprzedniej szkole, mimo że skończyłam pierwsza, nie zgłosiłam się. Wiedziałam, że wyjdę na prymuskę i zostanę znienawidzona już po pierwszej lekcji. Dzwonek zadzwonił powodując zamieszanie.
-Proszę położyć zrobione i podpisane karty na moim biurku. - krzyknęła profesorka, aby wszyscy ją usłyszeli. Wypuściłam powietrze z ust, idąc oddać kartkę. Wychodząc z sali analizowałam kartkę z planem zajęć. Teraz mam angielski. W duchu cieszyłam się jak dziecko, bo sala od angielskiego była trzy sale od biologicznej. Jakimś cudem znalazłam nawet swoją szafkę. Schowałam niepotrzebną mi już dzisiaj książkę i wyjęłam podręcznik do angielskiego. Hol był niesamowicie zatłoczony, a krzyki ogłuszały. Lekcja z panem Simpsonem była bardzo ciekawa, bo nauczyciel potrafi zainteresować... wyglądem, bo jest przystojny, nie da się ukryć. Po angielskim była przerwa obiadowa. Chyba dzisiaj jest dzień cudów, ponieważ udało mi się trafić na stołówkę. Oczywiście nie obyło się bez ciekawskich spojrzeń. W bufecie wybrałam to co mi najbardziej odpowiadało i udałam się w poszukiwaniu wolnego miejsca. Znalazłam właśnie wolny stolik, kiedy ktoś krzyknął moje imię. Odwróciłam się, szukając nadawcy. Shay siedziała z Holly, machając do mnie w geście "chodź tutaj". Usiadłam obok dziewczyn, stawiając tackę z jedzeniem na stole.
-A więc stwierdziłyśmy, że.. - przeciągnęła Shay. - Jesteś fajna i nie pozwolimy Cię zniszczyć tym szmatom. Od dzisiaj jesteś w naszej "grupce" - stwierdziła robiąc apostrof w powietrzu.
-Super. - odpowiedziałam uśmiechając się.
-Cholera jesteś taka ładna, zawsze chciałam być blondynką. - mruknęła Holly podbierając głowę ręką.
-To się przefarbuj. - wzruszyła ramionami Shay. - Ale ma rację. Jesteś śliczna, co chyba zauważyła większość chłopaków, bo cały czas któryś się odwraca i pożera cię wzrokiem. - dodała po czym upiła łyk soku z kartonika.
-Przesadzacie, patrząc się bo jestem nowa. - odpowiedziałam, bagatelizując sprawę.
-Na nowe, które są brzydkie patrzą się inaczej. - zaśmiała się Holly.
-A teraz opowiadaj nam o sobie. - Shay klasnęła w dłonie.
-A co mam o sobie opowiedzieć? - zaśmiałam się pod nosem.
-Wszystko, nawet z pikantnymi szczegółami. - długowłosa stwierdziła z zaciekawieniem.
-Noo to. - powiedziałam nie wiedząc od czego zacząć. - Może wy po prostu zapytajcie co chciałybyście o mnie wiedzieć.
-Ok. Ile w ogóle masz lat? - spytała brązowooka.
-Miesiąc temu skończyłam siedemnaście. - odpowiedziałam, bawiąc się łyżeczką w puddingu.
-My też mamy siedemnaście lat. - poinformowała Shay z uśmiechem. - A właściwie to ja mam, bo Holly kończy za tydzień.
-No właśnie może wpadniesz do mnie na imprezę urodzinową - zaproponowała Holly.
-Czemu nie. - przyjęłam zaproszenie, posyłając dziewczynie szczery uśmiech.
-To super. - odpowiedziała.
-A chłopaka masz? - długowłosa poruszyła brwiami.
-Nie mam. - zaśmiałam się widząc jak dziewczyny z zainteresowaniem słuchają tego co mówię.
-A miałaś?
-Holly uspokój się. - Shay znowu spiorunowała wzrokiem Holly.
-Odczep się, ona jest fajna i nam odpowie. - stwierdziła długowłosa.
-Jakie to miłe. - zachichotałam. - Tak miałam już chłopaka. - odpowiedziałam na pytanie po czym wzięłam do ust plastikową łyżeczkę z odrobiną puddingu. Od razu się skrzywiłam.
-Czekałyśmy aż to zrobisz. - Holly parsknęła śmiechem.
-To jest ohydne. - pomlaskałam kilka razy.
-Nikt nie wie z czego to jest zrobione. - Shay wyjęła telefon z torebki a w tym momencie obok nas przeszło dwóch chłopaków. Jeden był czarnoskóry a drugi wyglądał jak model.
-Cześć Shay. - odezwał się czarnoskóry chłopak. Miał na sobie czapkę, biały t-shirt widocznie za duży,złoty łańcuch i nisko opuszczone spodnie.
-Lil i tak niezaruchasz Shay. - Holly odpowiedziała za Shay.
-Widzę, że macie nową koleżankę. Może nas przedstawicie? - zaproponował "model".
-To jest Lea, Lea to jest Chris a to Lil. - Shay pokazała gestem dłoni na chłopaków.
-Miło mi. - uśmiechnęłam się . Po krótkiej wymianie zdań z Shay poszli dalej.
-Leci na Ciebie. - Holly stwierdziła patrząc się na brunetkę.
-To chyba te moje filipińskie korzenie. - Shay zachichotała.
-Wiedziałam, że nie jesteś amerykanką z krwi i kości. - stwierdziłam potwierdzając swoje przypuszczenia. - Nie chciałam pytać, bo myślała, że wyjdę na ciekawską.
-Pytaj o co chcesz i tak nikt nie jest bardziej ciekawski niż Holly. - filipinka zaśmiała się, pokazując przy tym rząd swoich prostych zębów, białych zębów.
-Ok, zapamiętam. - odwzajemniłam uśmiech.
Rozejrzałam się dookoła. Pełno osób mi się przyglądało.
-Dziewczyny mam coś na twarzy, że wszyscy się tak na mnie patrzą? - spytałam dotykając palcami policzków.
-Masz po prostu twarz. - długowłosa wzięła do ręki paczkę z ciastkami.
-Każdy ją ma. - zaśmiałam się na słowa brunetki.
-W tej szkole jeśli jest się brzydkim to się jej nie ma. To typowa amerykańska szkoła. Tylko popatrz. Drużyna footballowa siedzi z cheerleaderkami -sportowcy. Kujoni i prymusy, które tylko się uczą siedzą tam. - pokazała wzrokiem na grupkę nastolatków. - Tam masz muzyków, tam plastiki, tam elektroników, hakerów oraz maniaków gier. - dodała wyjaśniając.
-To egoistyczne. - spuściłam wzrok, krzywiąc się.
-Ale od zawsze tak jest i nikt tego nie zmieni. - Holly wzruszyła ramionami.
Naszą rozmowę przerwał dzwonek na lekcję. Dziewczyny odprowadziły mnie pod salę od algebry i poszły na swoje zajęcia. Na tej lekcji nie było inaczej. Dosłownie wszyscy się na mnie gapili,a ja miałam ochotę krzyknąć "tak jestem nowa". Kiedy wychodziłam z sali po dzwonku poczułam jak ktoś łapie mnie za nadgarstek. Odwróciłam się, aby zobaczyć kto mnie trzyma.
Przede mną stał jakiś chłopak. Wysoki blondyn o niebieskich oczach. Był przystojny, dobrze zbudowany i ładnie pachniał bo zapach czułam bardzo wyraźnie.
-Hej jestem Naill. - uśmiechnął się. Miał ładny uśmiech.
-Lea, miło mi. - odpowiedziałam, odwzajemniając uśmiech.
-Wpatrywałem się w Ciebie przez całą poprzednią przerwę i algebre, ale bałem się podejść. - poprawił grzywkę uniesioną ku górze w zawstydzeniu.
-Czego się bałeś? - zmarszczyłam delikatnie nos.
-Holly mogła mnie jakoś spławić. - zaśmiał się uroczo.
Zachichotałam nie mogąc się powstrzymać.
-Oj chyba nie ma aż tak ciętego języka. - przygryzłam dolną wargę, przenosząc ciężar ciała na prawą nogę.
-Uwierz mi, że ma. - Naill parsknął nieznacznie śmiechem. - Bardzo mi się podobasz. Może masz ochotę się ze mną spotkać? - zaproponował.
-Wiesz, teraz mam wiele rzeczy na głowie przez przeprowadzkę. - wytłumaczyłam. Nie spławiałam go, mówiłam prawdę.
-To może dam Ci swój numer i kiedy będziesz miała ochotę to zadzwonisz? - zaproponował, co mi bardzo odpowiadało.
-Okej. - wyjęłam iPhone z torebki i po odblokowaniu podałam mu go. - Napisz mi swój numer.
-Proszę. - oddał mi telefon po zapisaniu.
-O widzę, że Naill zarywa. - usłyszałam już znany mi głos. Spojrzałam na Holly, która położyła rękę na moim ramieniu.
-To ja będę leciał, paa. - blondyn stwierdził po czym poszedł spłoszony.
-Wpadłaś mu w oko. - zaśmiała się Shay.
-Po prostu rozmawialiśmy. - wzruszyłam ramionami, zakładając kosmyk włosów za ucho.
-Wszystko zaczyna się od rozmowy. - powiedziała długowłosa.
-My zaczęłyśmy od wpadnięcia na siebie. - spojrzałam na Shay, która parsknęła śmiechem.
-Masz rację, nie wszystko. - brązowooka machnęła dłonią. Po trzech ostatnich lekcjach czekałam na ławce przed szkołą na mamę. Dziewczyny siedziały razem ze mną. Były świetne. Takie wesołe, zwariowane a chwilami poważne. Przypominały mi moje przyjaciółki z Seattle. Bardzo je polubiłam z resztą one mnie chyba też, bo praktycznie każdą przerwę spędziłyśmy razem. Czekałam na rodzicielkę około dziesięciu minut. Kiedy podjechała samochodem pożegnałam się z dziewczynami uściskiem i udałam się do samochodu.
-Cześć mamo. - powiedziałam, gdy już siedziałam w aucie.
-Hej Lea, jak szkoła? - spytała zaciekawiona ruszając z pod szkoły.
-Jest lepiej niż myślałam. - zapięłam pasy, uśmiechając się. -Poznałam takie dwie dziewczyny. - dodałam, odkładając torbę pomiędzy nogi.
-A jak się nazywają?
-Shay i Holly. - odpowiedziałam. - Zaprosiły mnie na urodziny Holly. - powiedziałam zadowolona.
-Impreza? - spojrzała na mnie karcąco.
-Nie nazwałabym tego tak, to raczej przyjęcie dla przyjaciół. - stwierdziłam, wzruszając ramionami.
-Okej rozumiem. Mam nadzieję, że mi je przedstawisz. - oznajmiła, poprawiając lusterko.
-No pewnie, może zaproszę je jakoś do siebie w tygodniu.
-A jak nauczyciele, dyrektor? - wypytywała jak to mama.
-Dobrze, wszyscy są mili. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
-A nie mówiłam, że nie masz się czego bać? - powiedziała z dumną miną.
-Dobra, dobra. A jak w pracy? - spytałam uśmiechając się w ten sam sposób co mama, kiedy mnie wypytywała.
-Dobrze, szef cały przejęty tą całą zmianą biura, ale sekretarki są nieprzyjemne.
-Dlaczego? - spytałam dając do zrozumienia, że jestem ciekawa.
-Nie chciały dać mi raportów, musiałam sama latać po całym biurze i ich szukać. - mówiła, wpatrując się w drogę przed nami. Postanowiłam włączyć radio. Akurat w radiu leciała jedna z moich ulubionych piosenek, którą od razu zaczęłam śpiewać, z resztą jak moja mama.
Całą resztę drogi śpiewałyśmy. W domu zastał nas miły, znajomy zapach. Pizza. W korytarzu zdjęłam moje czarne vansy i przeszłam do dalszej części korytarza będąc bardzo ciekawa skąd te zapachy.
-Tato, co ty tutaj robisz? - spytałam, kładąc torbę na komodzie.
-Musiałem dzisiaj odebrać nasze auto, pozałatwiać kilka papierów.- odpowiedział, kładąc trzy talerze na blacie szafki.
-Pomogę Ci. - podeszłam do niego i zabrałam talerze, idąc położyć je na stół. Tata położył dużą pizze na stole, a ja uszykowałam szklanki do napoju.
-Jak pierwszy dzień w nowej szkole? - spytał, nalewając jakiegoś napoju gazowanego do szklanek. Tak zdrowa żywność to podstawa.
-Bardzo dobrze. - odpowiedziałam uśmiechając się.
-----------------------------
Hejka wszystkim!
Jest i oto rozdział 2. Mam nadzieję, że się wam podoba.
Dziękuję serdecznie wszystkim osobom, które zostawiają po sobie ślad w postaci komentarza.
To bardzo motywuje.

11 komentarzy:

  1. Świetny czekam na spotkanie Lea z Jusem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dawaj następny! hehe, to jest takie super, w ogóle super piszesz i xn hjbkdswchbkghh długo by wymieniać ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział, bardzo dokładnie wszystko opisałaś, a to duży plus ^-^
    Mam nadzieję, że już niedługo Justin pojawi się w życiu Lea <3
    Fajnie, że poznała takie fajne dziewczyny jak Holly i Shay :D
    Niecierpliwie czekam na kolejną część :*
    itisnotourloveaiff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny, czekam na następny! <3 :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział cudowny *.* czekam nn

    OdpowiedzUsuń
  6. Super rozdział <3333 czekam nn :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudo i jeszcze raz cudo <3 :*

    OdpowiedzUsuń
  8. mega mi sie podoba <3 to chyba nastepny blog jaki z wielka checia bede czytac ;)

    OdpowiedzUsuń