sobota, 28 maja 2016

Rozdział 16 (Wyjaśnienia)

Siedziałam z Justinem w salonie na kanapie. Nie siedzieliśmy blisko siebie. Wręcz przeciwnie, bo oboje byliśmy na krańcach kanapy. Mama weszła do pomieszczenia, w którym przebywaliśmy, trzymając dwa kubki z parującymi napojami. Obstawiam, że to kawa.
Zabawne, że była tak przejęta zaproszeniem Justina. Nawet nie zdążyła zapytać czego chce się napić. Nieważne.
-Cieszę się, że Lea znalazła nowych przyjaciół. Bardzo martwiła się, że nikt jej nie polubi. - stwierdziła blondynka siadając na fotelu. 
-Mamo. - mruknęłam z frustracją i wzięłam kubek z jak się okazało herbatą. 
Justin tylko się cicho zaśmiał. Szczerze byłam całkowicie wypompowana z energii i dosłownie dałabym sobie odciąć małego palca u stopy, żebym mogła się położyć. Niestety..
Mój organizm musi być bardzo wymęczony skoro, tak często daje o sobie znać.
-No przecież to nie jest tajemnica. - zaśmiała się i machnęła dłonią. -Jakie masz plany po liceum? - spytała Justina zaciekawiona.
-Prawdę mówiąc jeszcze sam do końca nie wiem czego chcę od swojego życia. - odpowiedział. Był bardzo miły dla mojej mamy. Dziwię się, że do nauczycieli nie ma szacunku. 
-No też racja, w końcu to takie trudne do stwierdzenia. - zachichotała. Nie, nie nie. Polubiła go!
BĘDZIE CHCIAŁA BYM ZAPRASZAŁA GO DO SIEBIE.
-Mają państwo bardzo ładny dom. - stwierdził rozglądając się. Udaje, że jest tu pierwszy raz. Przebiegła menda.
-Ah dziękuję. Sama urządzałam wnętrze. - powiedziała uśmiechając się szeroko. 
-Ma Pani świetny gust. - oznajmił po czym upił łyk herbaty. Obserwowałam jak jego jabłko Adama porusza się podczas przełykania ciepłego napoju. 
-Oh, jesteś uroczy. Dziękuję. - zachichotała. -Może jesteście głodni? Zjecie coś? - spytała patrząc się najpierw na mnie, po czym spojrzała na Justina.
-Ja dziękuję, nie jestem głodny. - odpowiedział wykorzystując jeden z tych jego urokliwych uśmieszków. 
-Ja gdybym chciała coś zjeść, po prostu bym sobie coś wzięła. Mamo nie zapominaj, że jestem u siebie. - wzruszyłam ramionami. Położyłam ze zmęczenia głowę na oparciu kanapy, wsłuchując się w dalszą część ich rozmowy. Była tak miękka, że niekontrolowanie moje powieki opadły. 


*Następnego dnia rano*

Przebudziłam się, powoli otwierając oczy. Byłam totalnie niewyspana, ale mój budzik informował mnie, że już czas przygotować się do szkoły. Nigdy więcej nie pójdę na żadną imprezę w środku tygodnia. Nawet na szkolną. Zdezorientowana podniosłam się szybko, przypominając sobie, jak zasnęłam wczoraj na kanapie. A JESTEM W SWOIM ŁÓŻKU. 
No przecież nie mam dziur w pamięci. Nie zapomniałabym, że wstałam i przeszłam do pokoju. Miałam na sobie białą bokserkę i... i spodni na sobie nie miałam...
Jak ja to zrobiłam do cholery?
Wyłączyłam wciąż piszczący budzik, który swoją drogą wywiercał w mojej głowie dziurę swoim natarczywym dzwonieniem, po czym wstałam z łóżka. Oczywiście zrobiłam to zbyt szybko, bo przez dwie może trzy sekundy widziałam tylko ciemność. Udałam się do szafy aby wybrać swój na dzisiaj. Nie miałam ochoty ubierać się elegancko, dlatego postawiłam na zwykły outfit. Biała bokserka, którą miałam zamiar wpuścić do jeansowych, poszarpanych szortów z wysokim stanem i jasnoróżowym kardiganem.Wzięłam szybki prysznic będący jednak bardzo dokładny, bo daję sobie głowę uciąć, że wczoraj nie wykąpałam się. Wysuszyłam, jednocześnie układając włosy,  nałożyłam delikatny makijaż czyli wszystko to co miało doprowadzić mnie do normalnego stanu. Nie uważam się za brzydką, a także nie lubię mieć tony tapety na twarzy, ale niejednokrotnie na mojej skórze pojawi się czerwony gość i aby nie przykuwał uwagi nakładam troszkę więcej korektora. Włosy postanowiłam upiąć w luźny kucyk. Kiedy stwierdziłam, że wyglądam dobrze, zabrałam to co będzie mi potrzebne z pokoju, po schodach wrzucając je do torebki. Kiedy zawitałam do kuchni moja mama kładła na stół talerz z jak się domyślam śniadaniem dla mnie. Przywitałam się z rodzicielką, całując ją w policzek i zabrałam się za jedzenie śniadania. Nie chciałam zaczynać tematu Justina, ale wiedziałam, że w końcu ona go zacznie.
-Bardzo miłych chłopak z tego Justina. - wypaliła nagle. No i się zaczęło. - Rozsądny i w dodatku bardzo przystojny. - wymieniała jego zalety. Szkoda, że nie wie jaki on naprawdę jest.
-Mamo, nie przesadzaj. - wzruszyłam ramionami. Blondynka, ubrana elegancko do pracy w białą sukienkę usiadła na przeciwko mnie z zaciekawionym a jednocześnie podekscytowanym błyskiem w oczach.
-To bardzo miło z jego strony, że odwiózł Cię do domu. - kontynuowała, drążąc dalej temat.
Nagle coś mi się przypomniało.
-Um.. mamo? - powiedziałam, przerywając jedzenie.
-Słucham córeczko. - odpowiedziała, wbijając wzrok we mnie.
-Powiesz mi jak ja wczoraj znalazłam się w swoim pokoju? Nie przypominam sobie bym sama tam szła. - mruknęłam półgłosem.
-A no bo my z Justinem się wczoraj trochę rozgadali, wiele mi o sobie opowiedział...
-Mamo do celu. - przerwałam rodzicielce, gdyż wiedziałam, że zaraz zacznie jeszcze bardziej odbijać od konkretnej odpowiedzi.
-No przecież zmierzam. - machnęła dłonią, śmiejąc się. - No to jak myśmy się tak rozgadali to ty usnęłaś na kanapie. Justin uparł się, że Cię zaniesie na górę, bo nie chciał byś się obudziła. - opowiedziała jak to było a ja niemal zakrztusiłam się sokiem pomarańczowym, po który przed chwilą sięgnęłam.
-Jak to mnie zaniósł na górę? - spytałam zdziwiona.
-No tak, posiedział jeszcze trochę, a potem pojechał do domu. Nalegałam, żeby został u nas na noc i przespał się w pokoju gościnnym, ale uparł się, że nie chce robić problemu i wróci do domu. -stwierdziła, bawiąc się kwiatkiem w wazonie. -Powinnaś go zaprosić na obiad.
-Mamo! Nie, nie zaproszę go na obiad. Ja go nawet nie lubię, dlatego proszę nie wspominaj więcej o nim, bo nie dosyć, że muszę znosić go w szkole, to jeszcze teraz ty zaczęłaś go uważać za świetny materiał na chłopaka dla mnie. - krzyknęła, na co kobieta, aż znieruchomiała. Ja cała rozzłoszczona wyszłam z kuchni, zabrałam torebkę z komody, wciągnęłam na stopy białe, krótkie converse i wyszłam z domu, trzaskając za sobą drzwiami. Tego było zdecydowanie za wiele. Nie pozwolę mu się tak oszołomić jak moją matkę. Co to to nie. Nie będę jedną z jego cholernych zabawek, a jeśli myśli, że mu ulegnę jeśli zdobędzie sympatię mojej mamy to jest w wielkim błędzie. Dosyć bycia kruchą i uległą Justinowi Bieberowi.
Szłam nadąsana całą drogę. Niemal wpadłam na jakąś starszą kobietę na pasach, przez to że w mojej głowie odtwarzały mi się wspomnienia z wczorajszego dnia. Pocałunek z Chrisem, ucieczka omdlenie, złe traktowanie Jeniffer przez Justina (w sumie tego nie żałuję) i zanoszący mnie do samochodu pieprzony Bieber. Wolałabym leżeć tam całą noc niż wracać kolejny raz z nim.
Droga do szkoły zajęła mi bardzo mało, gdyż miałam tak szybkie tempo jak nigdy. Wrzałam w środku. Wchodząc do szkoły nie zauważyłam nikogo, kogo znam dlatego brnęłam wprost do mojej szafki. Otworzyłam ze złością moją szafkę a w tym momencie koło mnie pojawił się Lil.
-Hej Bella! - krzyknął komplementując mnie. O nie! To nie jest zdecydowanie dzień na komplementy.
-Cześć. - mruknęłam grzebiąc w planie. Nie pamiętam mojego planu, dlatego sprawdzałam co mam na pierwszej lekcji.
-Gryziesz! - podniósł dłonie w goście porozumiewawczym, zauważając, że jestem zła. No fakt nie brzmiałam zbyt miło.
-Uhr, przepraszam. - powiedziałam, już spokojniej, przeczesując dłońmi bo moich spiętych włosach.
-Widzę, że nie jesteś w najlepszym humorze. - czarnoskóry chłopak z czapką założoną tyłem na przód oparł się o szafki, dając mi do zrozumienia, że chce poznać powód mojej złości.
-Chyba nie trzeba być jasnowidzem, by to zauważyć. - stwierdziłam, wypuszczając powietrze z ust.
-Co się stało? Nasz kujon dostał z czegoś 4? - zaśmiał się. Szkoda, że mi nie jest w ogóle do śmiechu.
-Proszę Cię, daruj sobie te żarty. - syknęłam, zarzucając oczami.
-No już, już. Co się stało? - spytał, nabierając poważną minę.
Przecież nie mogę mu powiedzieć o tym wszystkim co się działo między mną a Justinem.
-Pokłóciłam się z przyjaciółką z Seattle. - wymyśliłam na poczekaniu. Nienawidzę Justina tak bardzo jak jestem nim zaintrygowana. On niszczy mi całe moje poukładane życie.
Zaczęłam kłamać, kłócić się z moją mamą i zmieniać nastawienie do ludzi.
-Oj Lea, ułoży się zobaczysz. - chłopak podszedł do mnie i poklepał mnie pocieszająco po ramieniu. Wymusiłam jeden mały uśmiech, bo chłopak się starał poprawić mi humor. Wyjęłam z szafki książkę z angielskiego i włożyłam do torebki. -Właśnie. Jak się w ogóle czujesz? - spytał, rozgrzebując sytuację z wczoraj.
-Dobrze. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, bo fizycznie czuję się dobrze, po prostu psychicznie nie jest ze mną zbyt okej.
-Nieźle nas wczoraj wystraszyłaś. Może powinnaś iść do lekarza?
-Nie ma potrzeby, to z przemęczenia. - odpowiedziałam, zamykając szafkę.
-Skoro tak mówisz. - wzruszył ramionami, a w tym momencie zadzwonił dzwonek. Pożegnałam się z chłopakiem, mówiąc mu, że spotkamy się na obiedzie.
Pomaszerowałam do sali, w której rozpoczynała się moja pierwsza lekcja tego czwartkowego dnia.
Miałam okropne wyrzuty sumienia, za co jak potraktowałam mamę. Nie miałam żadnego prawa na nią podnosić głosu. Ona po prostu nie wie jakim dupkiem, jest Justin. Całe szczęście, że nigdzie go nie widziałam, bo rozszarpię tego chłopaka jeśli go spotkam.
Na przerwie po lekcji angielskiego nie miałam zamiaru z nikim rozmawiać, dlatego zaszyłam się za murkiem, gdzie nikt nie siedział, a miejsce to jest mało widoczne. I tak na następnej przerwie i jeszcze kolejnej, aż przyszła pora na lunch, na który także nie poszłam bo zapewnianie moich znajomych, że wszystko ze mną okej przyprawiało mnie o kolejny atak złości, a nie chcę wyżyć się na kolejnej osobie. Dziękowałam Bogu, że tego dnia nie miałam, żadnej lekcji z moimi znajomymi. Mogłam spokojnie zaszyć się w mało zaludnionym miejscu. Kiedy na czwartej przerwie szłam do mojego nowo ulubionego miejsca napotkałam na drodze nikogo innego jak Justina Biebera. Jak zwykle wyglądał olśniewająco. Szedł pewnym siebie krokiem, po środku korytarza, a cała reszta szkoły jak na zawołanie schodziła mu z drogi. Dziewczyny dosłownie szalały za nim, do jednej nawet raczył mrugnąć. Do twarzy miał przyklejony ten cholernie zadziorny uśmiech, a ubrany był czarne dresy z niskim krokiem, białą bluzkę, żółto- pomarańczową kurtkę, białe supry i oczywiście czapkę z daszkiem ubraną tyłem na przód. Nie zabrakło jeszcze złotego zegarka na lewym nadgarstku i łańcuchu na szyi. Rękawy kurtki były podwinięte, ukazując jego intrygujące tatuaże. Musze przyznać, że gust on ma świetny. Jasna cholera Lea! Uspokój się. Ten chłopak jest samym wyglądem. Nie zważając na ludzi patrzących się na niego, po prostu pociągnęłam go za dłoń w głąb mniej zaludnionego korytarza. Uśmiech z jego twarzy zszedł kiedy z całych sił cisnęłam nim o ścianę.
-Co ty do jasnej cholery wyprawiasz? - warknęłam, trzymając krańce jego kurtki. Musiało to wyglądać bardzo zabawnie, ponieważ jestem od chłopaka niższa o około dwadzieścia centymetrów.
-O co Ci chodzi? - chłopak zdjął moje dłonie z jego kurtki.
-Ładujesz się z łapami do mojego życia. Zostaw mnie w świętym spokoju. Mnie, moją rodzinę. Nie zbliżaj się do mnie na krok. - syknęłam rozzłoszczona. -Nie będę twoją kolejną zabawką na kilka nocy. - wydarłam się. Szatyn był wyraźnie zaskoczony moją złością. -Nie pozwolę Ci się omamić!
-Skąd ta pewność, że już mi się nie dałaś? - spytał, przyklejając do twarzy uśmiech.
-Bo mam swój rozum, a to że powiesz mi kilka czułych pierdół, przekonasz do siebie moją mamę i zrobisz maślane oczka nie oznacza, że jestem twoja. - powiedziałam tak zła, że miałam ochotę spoliczkować chłopaka.
-Tak Ci się tylko wydaję, ty już nie możesz przestać o mnie myśleć, shawty. - wyszeptał do mojego ucha i odszedł, pewnym siebie krokiem.
Moje ciało było tak rozdygotane tą kłótnią, że nie zwróciłam nawet uwagi, na bliskość która dzieliła mnie i jego. Miałam jeszcze jedną sprawę do załatwienia. A mianowicie Chris i wyjaśnienie mu, że ma sobie znaleźć kogoś innego.
Nie musiałam  długo szukać, ponieważ kiedy wyszłam z za rogu, Chris stał przy swojej szafce.
-Chris. - powiedziałam, podchodząc do chłopaka.
-Lea! Wszyscy Cię dzisiaj szukaliśmy. - stwierdził, uśmiechając się.
-Nieważne. - mruknęłam, bawiąc się nerwowo palcami.
-Jak się czujesz? - spytał.
-Jest okej, Chris ja nie przyszłam tutaj by opowiadać Ci o moim samopoczuciu, chciałam Ci powiedzieć, że to do czego doszło między nami wczoraj nie powinno dojść. Nie powinnam dawać Tobie w ogóle żadnej nadziei, bo nie sądzę byśmy mogli być parą. Zapomnijmy o tym co było. - wyjaśniłam na co uśmiech z jego twarzy momentalnie uciekł.
-Uh. Masz rację, nie powinienem Cię wczoraj całować. - wymamrotał. -Przepraszam.
-Nie przepraszaj, bo nie wiedziałeś, że ja tego nie chcę. To ja powinnam Cię przeprosić, za dawanie złudnej nadziei. - załagodziłam, posyłając mu suchy uśmiech.
-Czyli przyjaciele? - spytał z nutką radości.
-Jasne, że tak. - odpowiedziałam, uderzając go delikatnie pięścią w ramię.
-Super. Ja muszę lecieć na trygonometrię. - stwierdził, po czym odszedł z książką w dłoni.
Ulżyło mi, że tak łatwo poszło z Chrisem, bo nie widziałam, żeby było mu jakoś bardzo przykro. To nie ten typ faceta. Chris może mieć dziewczyn na pęczki.
-Jasna cholera, Lea! - krzyknęła Shay za moimi plecami. -Cały dzień Cię szukamy.
-Gdzie byłaś? - Holly, poprawiła swoje długie włosy.
-A tu i tam. - wzruszyłam ramionami. -Dziewczyny zadzwonię do was po szkolę i się spotkamy, dobrze? Musze coś jeszcze załatwić.
-Mhm.. No dobra. - stwierdziła Holly.
-Ale musisz nam wszystko powiedzieć. Dziewczyno my odchodziłyśmy od zmysłów. - powiedziała ostro Shay.
-Wiem, przepraszam, ale naprawdę muszę iść. - po tym odeszłam od dziewcząt kierując się do sali, w której miałam mieć następną lekcję. Po chemii, musiałam poświęcić swoją przerwę na wyjaśnienie Pani od sztuki dlaczego nie mogę zagrać Julii w przedstawieniu. Szczerzę? Wolę dostać jedynkę, niż spędzać poza szkołą czas z Bieberem.
Wiedziałam, że kobieta będzie się ze mną kłócić, że nie mogę zrezygnować, ale nie ma po prostu takiej możliwości.
Zapukałam niepewnie do sali od sztuki i weszłam do środka.
-Dzień dobry Pani Profesor. -przywitałam się kulturalnie.
-Witam. - odpowiedziała, kładąc okrągłe okulary na blat drewnianego stołu, który był już stary i wytarty w wielu miejscach.
-Ja przyszłam powiedzieć, że nie mogę zagrać Julii w przedstawieniu. - powiedziałam spokojnie, ale kobieta najwyraźniej odebrała to jako śmiech mordercy, przed wbiciem ofierze noża w brzuch.
-Nie możesz zrezygnować. - stwierdziła oschłym tonem. Trzeba przyznać, że temperament to ona ma.
-Nie mogę grać, mam zbyt dużo zajęć pozalekcyjnych. Może Pani mi wpisać jedynkę, nie zagram. - wyjaśniłam chcąc brzmieć łagodnie, bo szczerze mówiąc nie przepadałam za tą nauczycielką.
-Przed chwilą z roli Romea próbował zrezygnować Pan Bieber, skoro on nie mógł to i ty nie możesz. - podniosła ton, wstając z krzesła.
-Nie może mnie Pani mnie zmusić do zagrania. - stwierdziłam zaczynając się złościć.
-Owszem mogę. Dzisiaj po lekcjach jest pierwsza próba i zebranie miary na kostiumy. Żegnam. - powiedziała, pokazując dłonią na drzwi. Nic nie zdziałam. Wyszłam z sali powracając do tego samego stanu co dzisiaj rano. Byłam tak bardzo wściekła, na tego kretyna. Po lekcjach napisałam tacie wiadomość, że nie przyjadę dzisiaj, bo muszę zostać na kółku. Usiadłam na jednym z krzesełek tak samo jak reszta grupy. Profesorka powiedziała, że próba nie zacznie się dopóki, Justin nie zaszczycie nas swoją obecnością. O godzinie siedemnastej nauczycielka powiedziała, że za to iż Pan Bieber nie pojawił się na dzisiejszej próbie następna będzie trwała tyle co dwie.
Przez całe, cholerne trzy godziny musieliśmy siedzieć i czekać na tego kretyna, który i tak w ostateczności się nie pojawił. Po drodze do domu wstąpiłam do sklepu i kupiłam czekoladki, na przeprosiny dla mamy. Na pewno było jej przykro za to, jak na nią nawrzeszczałam.
-Już jestem. - krzyknęłam, ściągając swoje buty w korytarzu.
-Obiad masz w kuchni. - powiedziała moja mama. Słysze po tonie głosu, że jest zła.
Weszłam do salonu, skąd dobiegał głos mamy i wyjęłam czekoladki z torby.
-Mamo, przepraszam, że rano tak na Ciebie nakrzyczałam. Nie powinnam. - podeszłam do kobiety, która siedziała na kanapie.
-Fakt, źle postąpiłaś. - oznajmiła sucho.
-Dlatego przepraszam. - dodałam podając jej czekoladki.
-No dobrze. - odpowiedziała i przytuliła mnie.
-Po prostu Justin nie jest taki jaki Ci się wydaję. - chciałam uświadomić.
-Nie mówmy już o nim. - stwierdziła. -To co, jemy? - spytała pokazując opakowanie pełne czekoladek.


---------------------------
Cześć misie!
Udało mi się coś wymyślić i uważam, że w sumie jest całkiem nieźle.
Standardowo przepraszam, za nieobecność. wyjaśniałam na asku co się po prostu działo.
Następny rozdział postaram się napisać za tydzień, ale niczego nie obiecuję.

Proszę was, bądźcie cierpliwi. <3